Wydaje się, że ziścił się jednak mocno nieprawdopodobny scenariusz. W czasach namacalnie trudnych dla inicjatyw i działań społecznych czy obywatelskich…

Zgodnie z Konstytucją RP - w której obronie na ulicach protestowały setki tysięcy ludzi - podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka rynkowa, a nie neoliberalny dogmatyzm - pisze ekonomista Marcin Wroński. Wyjaśnia, dlaczego jego zdaniem kredytobiorcom należy się ochrona przed dalszym wzrostem rat kredytów mieszkaniowych Tydzień temu na łamach opublikowałem artykuł, w którym postuluję czasowe zamrożenie WIBOR w kredytach hipotecznych udzielonych na zakup pierwszego mieszkania, przeznaczonego na własne cele mieszkaniowe. Sformułowana przeze mnie propozycja wzbudziła żywe zainteresowanie w debacie publicznej. Złożenie projektu ustawy zamrażającego WIBOR zapowiedziała Lewica. Do propozycji w czasie konferencji prasowej odniósł się prezes NBP prof. Adam Glapiński. Po tygodniu warto odnieść się do uwag krytyków. Zwłaszcza że wzrost WIBOR trwa. Korea Północna? Nie, ochrona jednostki Zacznijmy od kwestii fundamentalnych. Dr Sławomir Dudek, z którym miałem przyjemność dyskutować w jednym z programów telewizyjnych, pomysł zamrożenia WIBOR określił mianem powrotu do PRL. Zdaniem dr. hab. Jacka Jaworskiego, prof. Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku moim celem jest reaktywacja ekonomii politycznej socjalizmu. Dr hab. Mirosław Bojańczyk, prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula był bardziej radykalny – jego zdaniem korzenie projektu sięgają nie Polski Ludowej, a Korei Północnej. Sformułowane w ten sposób oskarżenia trudno traktować poważnie. Zgodnie z Konstytucją RP – w której obronie na ulicach protestowały setki tysięcy ludzi, w tym z pewnością wielu czytelników – podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka rynkowa, a nie neoliberalny dogmatyzm. We wszystkich krajach, państwo ingeruje w szereg cen w gospodarce. Tak jest również w Polsce – regulowane są między innymi ceny prądu, gazu. Silnych argumentów na regulację cen w wypadku niektórych dóbr (np. monopoli naturalnych jak tory, czy autostrady) dostarcza teoria ekonomii. W szeregu państw istnieją przepisy regulujące ceny wybranych dóbr ze względu na istniejące interesy społeczne. Chociażby w sąsiadujących z Polską w Niemczech istnieje rozbudowany system regulacji czynszów pobieranych za wynajem mieszkania. Pomysł czasowego zamrożenia WIBOR nie oznacza powrotu do socjalizmu, a jedynie wykorzystanie jednego z narzędzi, którymi dysponują wszystkie państwa rozwinięte. W gruncie rzeczy ma on charakter liberalny – chroni jednostkę przed dyktatem potężnych korporacji i rynku finansowego, chroni słabszych przed silniejszymi, chroni jednostki przed efektami loterii, jaką w istocie jest spłacanie kredytu akurat w fazie największej od stu lat pandemii oraz najsilniejszej od czterech dekad fali inflacji w gospodarce światowej. Transfer od biedniejszych do bogatszych? Nieprawda Niektórzy z krytyków proponowanego przez mnie rozwiązania argumentują, że będzie ono oznaczało transfer od biedniejszych do bogatszych. Nie jest to prawda – jeżeli zamrożenie WIBOR oznacza jakikolwiek transfer to transfer od najbogatszego procenta (właścicieli akcji banków) do pozostałej większości społeczeństwa, czyli transfer o odwrotnym kierunku niż według krytyków. Jeśli uznać, że w wypadku zamrożenia WIBOR należy zrekompensować utracone zyski banków (ja sam takiego rozwiązania raczej nie popieram, w końcu podmioty zobowiązane do sprzedaży gazu, lub prądu po cenach regulowanych nie otrzymują z tego tytułu rekompensat) logicznym wydaje się, by koszty takiego rozwiązania poniósł Narodowy Bank Polski, który nie wywiązał się ze swojego mandatu kontroli inflacji, a nie budżet państwa. Skoro zgodnie z Ustawą o Obronie Ojczyzny zysk banku centralnego finansować ma zbrojenia, niech bank – zanim wypracowane zyski przekaże na zakup kolejnych czołgów – poniesie koszty swoich zaniedbań w ramach walki z inflacją. Zwłaszcza że sam prezes NBP podczas konferencji zapewniał społeczeństwo, że stopy procentowe nie wzrosną. Faktycznie w górnych decylach rozkładu dochodów jest więcej kredytobiorców niż w dolnych decylach. Jednak nawet w wypadku wprowadzenia jakiegoś rodzaju dopłat do kredytów finansowanych przez budżet państwa nie wynika, że to biedniejsi będą dopłacać do bogatszych. Zagadnienie to wymaga dokładniejszych analiz, ale ponieważ wraz z pozycją w rozkładzie dochodów rośnie wartość płaconych podatków, dopłaty do kredytów oznaczałyby przede wszystkim transfer dochodu wewnątrz bogatszej połowy społeczeństwa. Na dopłaty do rat kredytów przede wszystkim zrzuciliby się ci, którzy należą do górnych decyli rozkładu dochodów, a nie posiadają kredytu, ponieważ z racji wyższych dochodów płacą oni dużo wyższe podatki niż osoby o niskiej pozycji w rozkładzie dochodów. Kredyty hipoteczne zaciągają przede wszystkim najzamożniejsze gospodarstwa domowe. ➡️W 2018 roku hipotekę miało 30% gospodarstw z dochodowego top10%➡️Ale zaledwie 2-5% gospodarstw z dochodami poniżej medianyTo nieprawda, że wyższe raty hipotek odczują najbiedniejsi Marcin Klucznik (@MarcinKlucznik) February 7, 2022 Porównanie liczby kredytobiorców w różnych decylach rozkładu dochodu jest samo w sobie zwodnicze. Jej zróżnicowanie wynika przede wszystkim z różnic wieku oraz miejsca zamieszkania. Kredyty spłacają przede wszystkim osoby w wieku najwyższej aktywności zawodowej i najwyższych zarobkach oraz mieszkańcy wielkich miast (w małych miastach udziela się mniej kredytów, mają one niższą wartość). Porównywać należałoby więc pozycję w rozkładzie dochodów kredytobiorców oraz osób, które nie spłacają kredytu hipotecznego, a są w podobnym wieku oraz zamieszkują duże miasta. Wyników takiego ćwiczenia nie możemy być pewni, ale całkiem prawdopodobne jest, że okazałoby się, że ci, którzy spłacają kredyty, osiągają niższe dochody, posiadają mniejszy majątek, częściej zamieszkują w innej miejscowości niż ich rodzina. Zresztą ostatecznie i z niego wiele nie wynika. Państwo ma obowiązki wobec wszystkich swoich obywateli, także tych należących do klasy średniej. Oprocentowanie depozytów? Jest bliskie zera Prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz krytycznie odnosząc się do propozycji zamrożenia WIBOR straszy konsekwencjami tego kroku dla deponentów, którzy poniosą jego koszty. Smutna prawda jest niestety taka, że oprocentowanie depozytów w Polsce jest na poziomie bliskim zera i po prostu nie ma jak spaść. Polski sektor bankowy posiada wysokie współczynniki kapitałowe, zamrożenie WIBOR ich nie obniży, a jedynie ewentualnie spowolni ich wzrost (który przy skali nadpłynności w polskim sektorze bankowym i tak jest wątpliwy). Nie ma więc ryzyka dla stabilności systemu finansowego czy bezpieczeństwa depozytów. Sektor bankowy jest jednym z głównych zyskujących na tym, że państwo skapitulowało z prowadzenia polityki mieszkaniowej. Gdyby realizowało ono swoje konstytucyjne obowiązki, a zasięgnięcie kredytu nie było jedyną drogą do zdobycia dachu nad głową, popyt na kredyty hipoteczne, a co za tym idzie, zyski banków byłyby dużo niższe. W tym, że prezes organizacji banków broni zysków sektora finansowego nie ma nic dziwnego, ani złego. Demokracja polega między innymi na tym, że różne zorganizowane grupy mają prawo zabiegać o swoje interesy. Warto jednak by przy tym trzymać się faktów. Czy zamrożenie WIBOR naprawdę utrudni walkę z inflacją? Często pojawiającym się argumentem przeciwko zamrożeniu WIBOR jest utrudnienie walki z inflacją. Zamrożenie WIBOR faktycznie może oznaczać częściowe osłabienie jednego z kanałów transmisji polityki pieniężnej, czyli kanału stopy procentowej. Istnieje jednak szereg kanałów transmisji polityki pieniężnej. Skuteczną politykę pieniężną prowadzą jednak również banki centralne państw, w których wszystkie kredyty hipoteczne udzielone są na stałą stopę procentową. Z analiz Narodowego Banku Polskiego wynika jednak, że w pierwszych kwartałach po zmianie stóp procentowych kluczowe znaczenie ma kanał kursu walutowego, w długim okresie zaś kluczowy jest kanał kredytowy. Poza rachunkiem NBP w przywołanej wyżej publikacji pozostaje kanał oczekiwań. Dziś w Polsce inflacja w znacznej mierze wynika z odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. Porażka komunikacji Narodowego Banku Polskiego sprawiła, że wszyscy spodziewają się wyższej inflacji w przyszłości, a ceny podnoszą również ci, którzy nie muszą, ponieważ konsumenci akceptują podwyżki cen, bo wiedza, że „wszystko drożeje”. W ten sposób inflacja staje się samospełniająca przepowiednią. W ograniczeniu inflacji w Polsce kluczowe jest ponowne zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych, zakończenie sporu z Brukselą w sprawie KPO, co zwiększy wiarygodność Polski i prawdopodobnie wzmocni kurs złotego – a nie transfer pieniędzy od kredytobiorców do banków, a to właśnie w praktyce oznacza wzrost WIBOR. Złotówkowicze jak frankowicze? Sytuacja kredytobiorców bywa porównywana do sytuacji frankowiczów, którzy jakoby dobrowolnie zdecydowali się na ryzyko, a dziś nie chcą ponosić jego konsekwencji. Czytając tego rodzaju argumenty, można poczuć się o pięć lat młodszym, co ma pewne plusy. Dziś jasnym jest jednak, że umowy dotyczące kredytów frankowych zawierały liczne, sprzeczne z polskim i unijnym prawem klauzule. Chociaż nie wszystkie kwestie są jeszcze przesądzone, w zdecydowanej większości wypadków tzw. frankowicze wygrywają w sądach. Dziś przedmiotem kontrowersji jest raczej rozliczenie konsekwencji upadku umowy, niż to czy klauzule kursowe są abuzywne. Banki w Polsce dobrowolnie proponują swoim klientom przewalutowanie kredytu na zasadzie ugody przy kursie korzystniejszym od rynkowego. W przypadku kredytobiorców złotowych trudno mówić o dobrowolnym podjęciu ryzyka, zdecydowana większość z nich wzięła kredyt hipoteczny w okresie, gdy kredyty na stałą stopę nie były dostępne w ofercie banków. Prezes NBP zapewniał, że wzrostu stóp i inflacji nie będzie. Porównanie do frankowiczów jest więc nietrafione, zresztą w historii kredytów frankowych to banki są negatywnymi bohaterami. Ludziom, którzy w sądach podejmują walkę o unieważnienie umów – co w Polsce nie jest łatwe – należy się szacunek, a nie wytykanie palcem. Zwłaszcza że walczą z dużo silniejszymi od siebie, a walka trwa latami. Fundusz Wsparcia Kredytobiorców niczego nie rozwiąże Krytycy zamrożenia WIBOR wskazują również na istnienie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, którzy może wesprzeć kredytobiorców mających problem ze spłatą kredytu. Zwykle niestety milczą przy tym o warunkach, których spełnienie jest konieczne do otrzymania wsparcia ze strony Funduszu. Złożyć wniosek do FWK mogą jedynie kredytobiorcy, którzy są bezrobotni;lub koszt obsługi zadłużenia przekracza 50 proc. ich dochodów;lub ich miesięczny dochód nie przekracza 1 552 zł w wypadku jednoosobowych gospodarstw domowych, względnie dochód na osobę w rodzinę nie przekracza 600 złotych (kryteria uprawniające do korzystania z pomocy społecznej). Fundusz Wsparcia Kredytobiorców w obecnej sytuacji nie jest żadnym rozwiązaniem. Kryteria uprawniające do skorzystania ze wsparcia są skrajnie restrykcyjne, zresztą środki funduszu to jedynie kilkaset milionów złotych. Państwo ma obowiązki W dyskusji o zamrożeniu WIBOR jedną z ważniejszych kwestii jest to, czy uważamy, że państwo posiada pewne obowiązki wobec swoich obywateli, czy w wypadku gdy wypowiedzi wysokich urzędników państwowych skłoniły ich do podjęcia decyzji, których inaczej by nie podjęli, powinno w jakiś sposób zrekompensować jej konsekwencje. Ja uważam, że powinno i nie może chować głowy w piasek. Zwłaszcza że jeśli dziś – gdy pełne konsekwencje podwyżek stóp się jeszcze nie zmaterializowały – nic nie zrobimy, istnieje ryzyko, że w przyszłości zobaczymy w sądach fale pozwów przeciwko bankom, tym razem ze strony „WIBORowiczów”. Istotne jest również to, czy zgadzamy się na to, by banki w tak znacznej skali przerzucały ryzyko produktów finansowych na klientów indywidualnych, zwłaszcza gospodarstwa domowe. Skala transferu ryzyka w kierunku klientów w Polsce, będąca ewenementem w skali Unii Europejskim, jest w mojej ocenie problemem, który powinniśmy rozwiązać. Marcin Wroński Ekonomista z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej. Absolwent Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego. Obecnie przebywa na wizycie badawczej w Paryskiej Szkole Ekonomii na zaproszenie prof. Thomasa Piketty’ego. W przeszłości pracownik nadzoru bankowego. Reprezentował Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w grupach roboczych Europejskiej Rady Ryzyka Systemowego oraz Europejskiego Banku Centralnego. Konsultant Banku Światowego.

Translations in context of "poleci w waszym kierunku" in Polish-English from Reverso Context: Albo następna poleci w waszym kierunku. Autor: Marcin Bodziachowski fot. Piotr Koperski2022-06-18 08:00:58 Grzegorz Kamiński ma za sobą drugi sezon w barwach Legii, w którym tak jak i cała drużyna, zrobił wyraźny postęp. W minionym sezonie odgrywał poważniejszą rolę niż przed rokiem, a w decydujących meczach, był wystawiany na pozycji silnego skrzydłowego. Jak ocenia dwa lata w Legii, czego oczekuje po nadchodzących rozgrywkach, jak podoba mu się Warszawa i żywiołowa legijna publiczność? Wszystkiego dowiecie się z lektury wywiadu z 22-latkiem, który nie chce, aby traktować go jak młodzieżowca. Za Tobą drugi sezon w Legii. Tak jak i cały klub, można powiedzieć idziesz krok po kroku. Przed rokiem brąz był o krok, w tym roku walczyliście o złoto...Grzegorz Kamiński: Progres widoczny jest gołym okiem. Wydaje mi się, że w zeszłym sezonie nasz poziom był trochę niższy niż w tym zakończonym przed paroma tygodniami. Czuję to też po sobie. Na pewno poszedłem do przodu, podobnie jak zespół. Coś w tych ostatnich meczach ze Śląskiem nam nie idzie. Rok temu w ostatniej sekundzie przegraliśmy w meczu o trzecie miejsce, tym razem przegraliśmy z nimi w finale. W tegorocznej serii, w finale zabrakło nam zdrowia - to główny powód przegrania walki o złoto. Brakowało nam graczy, do tego byliśmy też zmęczeni sezonem, a w takich sytuacjach głębia ławki jest kluczowa. Po ostatnim meczu jeszcze przez 15 minut byłem bardzo zły, podłamany, ale kiedy zobaczyłem srebrny medal na szyi, doszło do mnie, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty. To był udany zabrakło w finale, bo że Śląsk nie był poza Waszym zasięgiem, pokazały wszystkie spotkania, w których decydowały pojedyncze posiadania, rzuty, czy W finale spotkały się dwie najlepsze drużyny tego sezonu. To nie był przypadek, że znaleźliśmy się w tym finale. A najlepszym dowodem tego jest fakt, że wszystkie, oprócz ostatniego, mecze finałowe były na styku. Kiedy przegrywa się małą ilością punktów, to zazwyczaj przeważają detale. Szkoda, że trochę łatwych punktów w tych meczach nam uciekło. Nie graliśmy tak szybko jak w serii z Anwilem. Po takich niewysokich porażkach czuje się największy niedosyt. Czuliśmy, że nie jesteśmy gorsi od Śląska, ale czegoś nam brakowało, aby wygrać kolejne meczu finałowym numer dwa dałeś świetny impuls drużynie, trafiając cztery trójki. Po pierwszej słabszej kwarcie, wróciliście do gry w świetnym stylu i potem zapewniliście sobie Hala Orbita była dla mnie o wiele bardziej przychylna. W pierwszym meczu ze Śląskiem zagrałem bardzo słabo, byłem stremowany, nieobecny, i postanowiłem wziąć się w garść, i grać swoje. Postanowiłem brać rzuty, być pewnym, i już w pierwszej kwarcie piłka siadła. Cieszę się, że w pierwszej połowie dałem ten impuls, bo dla gracza wchodzącego z ławki, to bardzo ważne, aby pomóc drużynie. Kiedy liderzy schodzą by odpocząć, trener oczekuje, że będę grał na podobnym poziomie. Fajnie, że rzuty siadły, ale trzeba pamiętać, że to jest praca całej drużyny. Dostałem podania, bo wcześniej pick został dobrze rozegrany przez Roba i Darka, "Daro" podał - byłem wolny, wystarczyło wykończyć akcję. W drugim meczu ze Śląskiem najlepiej w całej serii, dzieliliśmy się piłką. To na pewno pomogło nam w odniesieniu zwycięstwa. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tej wygranej. Oczywiście, w każdym spotkaniu walczyliśmy o wygrane, ale to w tym drugim meczu graliśmy najbardziej pokazałeś się także w półfinałowej serii z Anwilem. Poniekąd wykazałeś się cierpliwością, bo w meczach ze Stalą prawie nie W meczu z Anwilem byłem mocno zmotywowany, aby pokazać się z dobrej strony. Choć nie ukrywam, że nie spodziewałem się, że moja rola zmieni się względem serii ćwierćfinałowej ze Stalą. Wchodząc na boisko chciałem dawać z siebie wszystko, gryźć parkiet, aby jak najlepiej wykorzystać te minuty, które da mi trener. Moja gra w tej serii z Anwilem wyglądała lepiej, stąd też większa liczba minut. Mimo, że nie grałem na swojej nominalnej pozycji, to dobrze się na niej odnajdowałem, potrafiłem wziąć trochę ciężaru gry na siebie. Cieszę się, że trener mi zaufał i ta seria w jakiś sposób odblokowała mnie przed Kamiński mówił później, że w serii ze Stalą nie bardzo pasowałeś do match upu. Z drugiej strony zawsze powtarza, że każdy zawodnik musi być gotowy w każdej chwili, bo kiedy dostanie szansę, musi ją wykorzystać. Radzisz sobie z takim podejściem, które jakby nie patrzeć, czasem odbija się na liczbie minut?- Nie oczekuję, że dostanę jakieś minuty "za darmo". Staram się wywalczyć je na boisku, na treningu, dając z siebie wszystko. Takie podejście jest chyba najlepsze. Czasem słyszy się o zawodnikach, którzy są obrażeni na trenera, bo nie grają tyle, ile by chcieli. Ja absolutnie nie byłem zły na trenera, że w serii ze Stalą nie stawiał na mnie. Każdy profesjonalny sportowiec musi rozumieć, jaka jest jego rola w zespole. Czasem trzeba schować dumę do kieszeni. Chyba też dlatego znaleźliśmy się w finale, bo każdy z nas chciał grać dla drużyny, a nie dla swoich indywidualnych statystyk. Mieliśmy świetną atmosferę, każdy wiedział o co gramy, każdy chciał walczyć o wspólny sukces. W serii ze Stalą, zgadzam się, że match up nie był tak dobry dla mnie, jak miało to miejsce w rywalizacji z Anwilem. Tak jak wspomniałeś wcześniej, cierpliwość popłaciła. Pokazałem, że mogę grać i mogę pomóc drużynie. W tym sezonie miałeś kilka bardzo fajnych meczów, kiedy rzut siedział, ale z drugiej strony w 40 meczach ligowych miałeś tylko trzy z dwucyfrową zdobyczą punktową. Powtarzalność, równa forma, to jest to, czego jeszcze trochę brakuje i nad czym będziesz pracował?- Jak chyba każdy zawodnik chcę wejść na wyższy poziom. To mój cel na kolejny sezon - być równym zawodnikiem, aby nie mówiono, że wybieram sobie mecze, w których trafiam, czy bronię. Chcę w każdym spotkaniu grać na solidnym poziomie. Jestem w trakcie przygotowań do tego. Już zacząłem treningi w tym kierunku. Jeśli zaś chodzi o spotkania z dwucyfrową zdobyczą, to poniekąd wynikało z tempa meczów. W tym sezonie miałem taką rolę, że to mnie kreowano pozycję, ja tylko musiałem wykończyć. Sam praktycznie sobie ich nie kreowałem, nie miałem gry 1x1, na pickach sporadycznie grałem. Stałem na obwodzie, czekałem na szansę i wtedy musiałem przeczytać, co zrobi mój obrońca. Czasem obrońca zachowa się tak, że najlepsze w danej sytuacji będzie podanie, i z tego czasem dopiero po chwili robi się czysta sytuacja dla kogoś z zespołu. Często statystyki tego nie oddają. Jestem wręcz przekonany, że statystyki nie oddają tego, jaki progres zrobiłem względem poprzedniego sezonu. Sam czuję, że poszedłem do przodu wyraźnie, a zrobię wszystko, aby jeszcze większy krok do przodu zrobić w kolejnych okres przygotowawczy nie był dla Ciebie idealny, bo już na jego początku doznałeś kontuzji. To trochę wybiło z rytmu, później musiałeś nadrabiać to, co reszta graczy już wypracowała na Można tak powiedzieć, chociaż jestem osobą, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. Moja etyka pracy nie pozwalała mi, by siedzieć w domu i nic nie robić. Na jednym z moich indywidualnych treningów, jeszcze przed okresem przygotowawczym, doznałem kontuzji. Miałem spięty mięsień czworogłowy i konieczny był odpoczynek. Jako, że ten mięsień pracuje cały czas, nawet przy chodzeniu, nie mogłem go nadwyrężać. Przez około dwa tygodnie byłem zupełnie wyłączony. Ale też dzięki temu, że na okres przygotowawczy przyjechałem przygotowany - tak, wiem że to dziwnie brzmi, więc dzięki temu te dwutygodniowe "straty" nie okazały się dla mnie tak wielkie. Miałem natomiast sporą lekcję na przyszłość, aby nie przesadzić z treningami, bo tego właśnie efektem był ten uraz "czwórki". Teraz nie popełnię tego w europejskich pucharach to na pewno coś co zapadnie kibicom na długo. Spodziewałeś się, że Wasza gra w Europie potrwa tak długo?- Zawsze podchodzę do grania myśląc pozytywnie - że to my jesteśmy lepszą drużyną, że wygramy mecz. Nie skupiałem się na tym, co możemy osiągnąć w tych rozgrywkach, nie kalkulowałem, ile meczów możemy wygrać w pierwszej fazie grupowej. Skupiałem się na każdym kolejnym meczu. Trener Kamiński wpoił nam do głów, aby nie patrzeć na cały sezon, tylko koncentrować się na każdym kolejnym spotkaniu. Jakby ktoś przed sezonem powiedział mi, że będziemy w najlepszej ósemce FIBA Europe Cup - brałbym to w ciemno. Pewnie, gdybyśmy w ćwierćfinale trafili na inną drużynę niż na Reggio Emilia - bo to naprawdę klasowa drużyna ze świetnymi zawodnikami, sądzę że znaleźlibyśmy się co najmniej w czwórce, a kto wie, czy nie doszlibyśmy do finału. Pokazaliśmy w tych rozgrywkach swój charakter, dobrą formę i to, że jesteśmy groźni nie tylko w Polsce, ale i w końcówce sezonu, po kontuzji Grześka Kulki, trenerzy decydowali się wystawiać Cię na pozycji numer 4. Nie było to łatwe zadanie, bo chyba zdecydowanie lepiej czujesz się jako "trójka".- Na pewno, właściwie całe życie grałem na trójce. Oczywiście, zdarzały się epizody na przykład w kadrze młodzieżowej, kiedy nie było tam zawodników, którzy graliby na czwórce na poziomie mistrzostw Europy, to zdarzało mi się tam zagrać. Ale granie młodzieżowe na czwórce to nic, w porównaniu z tym co jest w naszej ekstraklasie. Byłem nie tylko niższy, ale i lżejszy od zawodników na tej pozycji, co przekłada się między innymi na siłę. Jestem typem zawodnika, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Charakterem i swoją mobilnością, znajdowałem swoje przewagi nad graczami z pozycji nr4. Trener Kamiński dawał mi już minuty na czwórce w trakcie sezonu zasadniczego, ale nie wyglądało to jeszcze tak dobrze, jak w play-offach. Właśnie ta gra w sezonie zasadniczym zaprocentowała później. Na pewno Grzesiu Kulka wyglądałby na tej pozycji lepiej, ale wydaje mi się, że zrobiłem solidną robotę, starając się go zastąpić. Mając u boku Łukasza Koszarka - jakby nie patrzeć legendę polskiej koszykówki, możesz czerpać garściami z jego doświadczenia, cwaniactwa. "Koszar" lubi podpowiadać, dzielić się z młodszymi wiedzą?- Miałem parę takich sytuacji w tym sezonie, kiedy nie pytałem trenera, co powinienem zrobić w tych sytuacjach, a pytałem "Koszara". Przekazał mi niesamowitą wiedzę na temat niektórych zachowań na boisku, która zostanie mi do końca kariery. Jestem wdzięczny "Kosziemu", że chce pomagać młodym, patrzy na nas i podpowiada. Dzięki niemu zauważyłem, jak wiele rzeczy robiłem źle, przez te wszystkie lata mojej dotychczasowej gry. To niesamowite, jak jedna rada, może wiele zmienić. Fajnie mieć takiego zawodnika w drużynie. Obok Filipa Dylewicza, to najbardziej doświadczony zawodnik w ekstraklasie. Nazywamy go "profesorem" koszykówki. Mam nadzieję, że zostanie z nami na kolejny sezon, a ja będę mógł wyciągnąć od niego jeszcze sporo wiedzy. Sądzę, że jeszcze więcej może czerpać od "Kosziego" Szymon Kołakowski, który gra na tej samej Ci się zagrać w meczu drugoligowych rezerw. Nie było z Twojej strony żadnego obrażania - pokazałeś, jak należy podchodzić do swoich Od małego byłem uczony, między innymi przez Wojciecha Myszka i Krzysztofa Piątkowskiego, że nieważne z kim gramy - czy to drużyna z Kwidzyna, Pelplina, czy też Gdyni, to zawsze trzeba podchodzić do meczu na sto procent. To jest właśnie okazywanie szacunku, nawet jeśli wygrywa się z przeciwnikiem różnicą 100 punktów. Ten jeden mecz drugoligowy był dla mnie ważny również jeśli chodzi o powrót do formy - byłem wtedy po koronawirusie, nie poleciałem z zespołem do Permu, ominęła mnie też kadra B. Byłem zły, bo wyszedł mi wynik pozytywny, a czułem się zupełnie dobrze. Chciałem odbudować swoją formę, trener zaproponował mi grę w rezerwach i uznałem, że to bardzo dobry pomysł, aby zagrać w drugiej lidze - by poczuć grę, bo to była również przerwa na turniej finałowy Pucharu Polski, w którym nie uczestniczyliśmy. Wydaje mi się, że w tym meczu grałem bardzo dobrze, chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. No i gdybym nie grał na maksa, to przecież byłby brak szacunku do reszty chłopaków z naszej drużyny. Wiem jak to z ich strony wyglądało - przychodzi gość z ekstraklasy, który nie był na żadnym "naszym" treningu, teraz będzie grał 30 minut i zabierał je "nam". Grając na maksa, pokazujesz, że nie jesteś jakąś tam gwiazdeczką i masz szacunek do drużyny. Poziom koncentracji był u mnie taki jak na piąty mecz ze naprzeciwko zamiast Travisa Trice był niesamowity tamtego dnia Grzegorz Malewski, z którym rywalizowałeś rzutowo, ale to Maleszczak (38 pkt., 8/13 za 3) miał wtedy dzień Słyszałem, że Grzesiu jest shooterem, ale nie spodziewałem się, że aż takim. "Sado" nie miał z nim łatwej przeprawy, trochę mu współczułem. Malewski nie dość, że rzucał trójki jak szalony, to jeszcze zaliczył solidną pakę, po minięciu "Sado". Zagrałem wtedy dobry mecz, ale on zagrał lepszy, faktycznie miał dzień konia. Hutnik wygrał, "Maleszczak" pociągnął swój zespół, trafiał w najważniejszych momentach. Momentami byliśmy bezradni - w pewnym momencie proponowałem trenerowi, że sam zacznę kryć Malewskiego, że nacisnę go, i ten nie minie mnie w linii prostej. Pamiętam, że w tamtym meczu mieliśmy rzut na zwycięstwo - Szymon Kołakowski rzucał z otwartej pozycji, z "zera"... nie trafił - a to on mógł być bohaterem tego spotkania. Sam w czwartej kwarcie nie grzeszyłem skutecznością. Trzeba przyznać, że trafiłem na bardzo fajny mecz drugiej ligi. Nie znałem drużyn drugoligowych z tego rejonu, bo na tym poziomie rozgrywkowym grałem ostatnio w Asseco Gdynia, w innej grupie. Przed meczem raczej przewidywałem, że zmierzymy się z zespołem, z którym wygramy łatwo i wysoko, przez co nie poczuję gry na dużej intensywności. A tymczasem to był bardzo dobry mecz, stojący na wysokim poziomie, zacięty do ostatniej sekundy. Po dwóch latach spędzonych w Warszawie, powiedz jak odnajdujesz się w stolicy? Potrafisz poruszać się już po mieście bez mapy?- Pochodzę z małego miasta i... nie lubię małych miast. Świetnie odnajduję się w Warszawie, jeżdżę bez GPS-a. Jeśli się zgubię, po prostu wyszukuję wieżowców, i wiem, że stamtąd już trafię do domu. Naprawdę lubię Warszawie, a ludzie w tym mieście są niesamowici. Niesamowite jest to, jak całe miasto jest pełne kibiców Legii. Na każdym kroku widać miłość do tego klubu, choć oczywiście więcej fanów przychodzi na mecze piłkarskie niż koszykarskie. Fani Legii robią niesamowitą atmosferę również w hali na Bemowie. Czuję się w Warszawie tak dobrze, jakbym żył tu nie dwa lata, tylko z dziesięć. Gdziekolwiek bym nie był w przyszłości, zawsze bardzo chętnie będę wracał do tego w nawiązaniu do publiczności - powiedz jak podobał Ci się doping, szczególnie ten na meczach finałowych, bo dwóch ekspertów starało się przekonywać, że był zbyt monotonny dla zawodników, wręcz usypiający. Nie wiem, jak można zasnąć przy takim ryku, ale sam powiedz, jak Ty to odbierasz, będąc na parkiecie?- Na pewno nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim dopingiem jak u nas. Można powiedzieć, że jest on stricte piłkarski. W koszykówce wiele się dzieje, dlatego też doping kibiców zazwyczaj jest zmienny. U nas często mógł się wydawać monotonny. Z perspektywy zawodnika zapewniam, że to zupełnie nie usypiało, wręcz przeciwnie. Ryk kibiców, szczególnie w tej naszej małej sali, motywował nas do walki, czasami nie dało się słyszeć własnych myśli. Mam nadzieję, że w następnym sezonie kibice równie licznie pojawiać się będą na Obrońców Tobruku i będą nas wspierać tak jak robili to do tej pory. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Gra w Lidze Mistrzów to chyba kolejne wyzwanie? Cieszysz się na udział w tych rozgrywkach, których poziom jest wyższy niż FIBA Europe Cup?- Mam nadzieję, że zagramy w BCL-u, cieszę się, jeśli będzie nam dane zagrać w tych rozgrywkach. Zawsze wysoko stawiam sobie poprzeczkę. Nie czuję presji związanej z występami w Lidze Mistrzów, a jedynie szansę, by się pokazać w lepszej lidze, grając o wyższe cele, z lepszymi zawodnikami. Będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony - każdy z nas indywidualnie, ale też godnie reprezentować Legię w Lidze Mistrzów. Mogę zapewnić kibiców - zostawimy serce na parkiecie i zrobimy wszystko, aby powtórzyć wynik z ostatniego sezonu w FIBA Europe masz plany indywidualne na sezon 2022/23? Odgrywać znacznie większą rolę w zespole, by po sezonie mówiono - jak o Grześku Kulce, że zaliczyłeś największy progres w lidze?- Nie skupiam się tak bardzo na nagrodach indywidualnych. To tylko dodatek do tego, co robi cała drużyna. Chcę czuć, że idę do przodu. Jak tego nie czuję, to nie jestem sobą. Większa rola zależy od tego jak będę grać, zależy również od trenera Kamińskiego. W tym sezonie pokazałem, że mogę wziąć ciężar gry na swoje barki, a jestem przekonany, że mogę pokazać jeszcze dużo więcej. Jak dotąd nie pokazałem pełni swojego potencjału i mam zamiar to zrobić w najbliższym sezonie. Chcę pokazać trenerowi, że w najważniejszych momentach nie zje mnie trema i będę podejmował dobre decyzje. Mój cel na ten sezon? Zrobić co najmniej pięć kroków do przodu, w każdej dziedzinie - zarówno pod kątem rzutów, gry na piłce, czy gry na czwórce, jeśli trener będzie chciał, abym występował również na tej pozycji. Jako zmiennik wicemistrza Polski jestem w stanie grać na bardzo wysokim niedawno 22 lata. Teoretycznie ten wiek podchodzi jeszcze pod przepis I ligi o młodzieżowcu. Sam uważasz się jeszcze za młodego gracza, czy chciałbyś, aby przestano Ciebie traktować "ulgowo"?- Przed rokiem odpowiadałem na podobne pytanie... Od momentu skończenia 21 lat nie traktuję siebie jak juniora. Nie chcę, żeby mnie tak traktowano, i staram się ten fakt udowadniać na boisku. Oczywiście, może nie jestem jeszcze doświadczony, ale chcę, by traktowano mnie jako dorosłego gracza, który nie ogrywa się, tylko gra w ekstraklasie, dlatego, że tam jest jego Legii trafiłeś przed dwoma laty. Miałeś jakieś obawy przed przenosinami do Legii, do Warszawy? Jak z tej perspektywy czasu oceniasz tę decyzję?- Samo rozstanie z Asseco było bolesne, bo miałem wielki sentyment do tego klubu. To ten klub wypromował mnie na parkietach młodzieżowych, bo w Asseco spędziłem trzy najlepsze lata w młodzieżowej koszykówce, tam zdobywałem medale mistrzostw Polski. Miałem 20 lat na karku i nie ukrywam - obawiałem się przeprowadzki do Warszawy. Rozmawiałem z trenerem Kamińskim i zaufałem mu. Przeniosłem się do miasta, w którym nikogo nie znałem, nikt mnie również tutaj nie znał. Miałem za zadanie, pokazać na co mnie stać. Wywalczyłem sobie miejsce w składzie. Teraz oczywiście mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję tego kroku - te dwa lata w Warszawie były niesamowite. To najlepszy czas w moim życiu. Osiągnąłem największy sportowy sukces w mojej karierze, poznałem najlepszych ludzi na swojej drodze, podjąłem najważniejsze decyzje w moim życiu. Nie żałuję ani minuty spędzonej w Warszawie. Mam nadzieję, że mój trzeci rok w Warszawie będzie równie Marcin Bodziachowski

Bonus RPK. Mastered by. Wowo. Wowo. Release Date. November 9, 2018. Statystyka Lyrics: Statystyka / To, co się w Polsce odpierdala, to jest jedno wielkie kurewstwo / Posłuchaj / Szósta rano

Tekst piosenki: Ref. Sto procent szacunku w waszym kierunku Sto procent szacunku Sto procent szacunku Raggamuffin style bracie, siostro dla ciebie Raggamuffin style rusza tutaj podziemie (x2) Ja kocham ten dźwięk i dobrze mi z tym Uwielbiam dobrych ludzi - nie będę się z tym krył Ja będę to robił do końca swych dni Ja będę to robił puki starczy mi sił ! 10K views, 43 likes, 12 loves, 3 comments, 10 shares, Facebook Watch Videos from Official FanClub Bethel: MESAJAHofficial i Bethel :) Jak Wam się podobaa ? Czy PiS będzie dalej bez przeszkód umacniał autorytarne rządy? 42 proc. Dudy musiało Kaczyńskiego rozczarować, zwłaszcza, że nie ma skąd brać głosów w II turze. 30 proc. Trzaskowskiego otwiera mu drogę do prezydentury, ale II tura będzie zawziętą bitwą. Hołownia pokazał klasę AKTUALIZACJA GODZ. 01:42. Ipsos podał wyniki badania late poll – jego wyniki to miks badań sondażowych przed komisjami wyborczymi i oficjalnych wyników z 50 proc. komisji wyborczych wytypowanych do badania. Zmiany są bardzo niewielkie. Andrzej Duda zyskał 0,7 pkt proc., Rafał Trzaskowski stracił 0,1 pkt. proc., Szymon Hołownia zyskał 0,2 pkt proc., Krzysztof Bosak stracił 0,3 pkt. proc., Robert Biedroń 0,4 pkt. proc., Władysław Kosiniak-Kamysz 0,1 pkt proc. Wyniki przedstawiają się następująco: Andrzej Duda – 42,5 proc, Rafał Trzaskowski – 30,3, Szymon Hołownia – 13,5 proc., Krzysztof Bosak – 7,1 proc., Robert Biedroń – 2,5 proc., Władysław Kosiniak-Kamysz – 2,5 proc. Teraz czekamy jeszcze na wynik drugiego badania late poll, który będzie stworzony na podstawie oficjalnych wyników ze 100 proc. komisji wyborczych wytypowanych do badania. Po nerwowym dniu zmieniających się nastrojów i sprzecznych informacji, jakie pojawiały się dziennikarskiej giełdzie, tuż po 21 trzy stacje telewizyjne (w tym TVP, propagandowa tuba PiS) podały wyniki exit poll, czyli sondażu wśród około 50 tys. osób wychodzących z 500 wylosowanych do badania lokali wyborczych. Nie poznaliśmy odpowiedzi na pytanie, w jaką stronę pójdzie Polska: czy w kierunku zaostrzania kontroli przez populistyczno-autorytarne rządy PiS, czy w stronę trudnego powrotu do wartości demokratycznych? Co przeważy: chęć kontynuacji „dobrej zmiany” popierana mocniej przez „klasę ludową” i ludzi starszych czy pragnienie odwrócenia węgierskiej ścieżki Jarosława Kaczyńskiego, której „mają dość” mieszkańcy większych miast, ludzie młodsi, lepiej wykształceni i zamożniejsi oraz Polki bardziej niż Polacy. Odpowiedź przyniesie II tura, w której szanse – jak wynika z naszej analizy – są idealnie wyrównane. Epidemia zmieniła wyborcze nawyki Do połowy dnia zanosiło się na porażkę PiS i sukces opozycji. Dane o frekwencji z godz. 12 wskazywały na ogromną mobilizację „elektoratu liberalnego”, które znacznie tłumniej niż w wyborach do Sejmu 2019 poszedł głosować w pierwszej połowie dnia. Po południu okazało się, że mobilizacja w obu obozach się wyrównała. Oznacza to, że zwolennicy opozycji zmienili wzorzec głosowania: w poprzednich wyborach odkładali je na ostatnią chwilę, teraz poszli od rana. Mogło to wynikać z obaw związanych z epidemią, a także z groźbą manipulacji przy urnach (np. zamknięciem lokali o 21:00 pomimo stojącej na zewnątrz kolejki). W efekcie frekwencja jest wysoka, według Ipsos 62,9 proc, według szacunków nawet 64 proc. Nie padnie pewnie rekord (64,8 proc. w I turze Kwaśniewski kontra Wałęsa), ale będzie blisko. To dowód na to, jak ostry jest konflikt polityczny i jak dojrzewamy jako społeczeństwo obywatelskie. W porównaniu z ostatnim przedwyborczym sondażem firmy Ipsos dla z 22-23 czerwca wynik Andrzeja Dudy nie jest zaskoczeniem (wśród osób zdecydowanych miał 42-43 proc.). Rafał Trzaskowski wypadł w realnych wyborach nieco lepiej (miał 28-29 proc.)*. Zobacz ten sondaż Ipsos z 22-23 czerwca *W sondażu Ipsos 5 proc. wyborców było niezdecydowanych, co zaniżało poparcie dla wszystkich kandydatów. Przeliczenia dają: 42,5 proc. Dudzie, 29 proc. Trzaskowskiemu, 11 proc. Hołowni, 8 proc. Bosakowi, Kosiniak-Kamysz i Biedroń – bez zmian. Należy jednak pamiętać, co podkreślał w rozmowie z dyr. Paweł Predko odpowiedzialny na sondaż wyborczy Ipsos, że błąd pomiaru w exit poll sięga 2 pkt proc. Oznacza to, że przewaga 12 pkt proc. Dudy nad Trzaskowskim waha się między 8 a 16 pkt. proc., a to ogromna różnica. Innymi słowy wynik może być zarówno 40 do 32 proc., jak 44 do 28 proc. Dopiero tzw. late poll, czyli prognoza oparta w połowie na sondażu, a w połowie na wynikach podanych przez obwodowe komisje wyborcze, będzie bardzo bliskie ostatecznym wynikom, błąd nie powinien przekroczyć 0,5 proc. Poznamy ją pewnie po północy, większość widzów pójdzie spać z exit poll w głowie. O 3-4 nad ranem Ipsos poda ostateczną prognozę, praktycznie bezbłędną. Wyniki, które podał Ipsos nie są wiernym odwzorowaniem odpowiedzi ankietowanych. Badacze musieli jakoś rozdzielić głosy osób, które odmówiły wypełnienia ankiety. W wyborach 2019 Ipsos utrafił bo trafnie przypisał odmowy przede wszystkim wyborcom PiS. Zobaczymy, czy uda się i tym razem, bo zapewne także wyborcy Dudy – osoby bardziej podejrzliwe wobec obcych mediów – odmawiały ankieterom. Mocnym akcentem skończył swą prezydencką przygodę Szymon Hołownia, który wyszarpał dla siebie – bez pomocy partyjnych struktur – aż 13 proc. poparcia. Zadecydował talent medialny i dobre przygotowanie merytoryczne oraz energia rzeszy entuzjastów, którzy uwierzyli, że można wyrwać politykę z duopolu PiS – PO(KO). Hołownia w wywiadzie dla zapowiadał polityczny ciąg dalszy. Kto wygra II turę? Duda bez rezerw, Trzaskowski ma spore szanse, ale idą na remis Pierwsza tura była nerwowa, ale okazała się tylko przygrywką do decydującego starcia 12 lipca 2020. Jak mówił jeden z głównych doradców Trzaskowskiego, „jeśli będziemy mieli 26 czy 27 proc., to nie mamy szans. Musi pojawić się trójka z przodu”. Niekoniecznie miał rację, Trzaskowski może liczyć na żelazny elektorat anty-PiS. W sondażu Ipsos dla z końca kwietnia 2020 aż 39 proc. badanych zadeklarowało, że jeśli obecny prezydent przejdzie do II tury, to będą głosowali „na innego kandydata, ktokolwiek to będzie”, co oznacza, że taki jest potencjał głosów „byle nie Duda”. W ostatnim przed wyborami sondażu sprawdzaliśmy możliwe przepływy elektoratów z I do II tury. Sprawdzaliśmy wariant Dudy z Hołownią (przegrywał 44 do 49 proc.) i Dudy z Trzaskowskim (przegrywał niemal tak samo: 43 do 47 proc.). W tamtym sondażu okazało się, że Duda może liczyć na dodatkowe głosy: 24 proc. wyborców Bosaka z I tury,17 proc. Kosiniaka-Kamysza,5 proc. Hołowni i3 proc. Biedronia. Patrząc z tej perspektywy na dzisiejsze wyniki podane przez Ipsos, Duda może uzbierać w elektoratach rywali łącznie tylko 3-4 dodatkowe punkty proc., co stanowi niezwykle surową recenzję rządów PiS i jego prezydentury. Jego potencjalny wynik w II turze to zatem 45-46 proc. Trzaskowski może liczyć na głosy: 33 proc. głosów Bosaka z I tury (to sensacyjny wynik, który potwierdzał się także w innych sondażach),58 proc. Kosiniaka-Kamysza,77 proc. Hołowni i93 proc. Biedronia. To oznacza, że w II turze może Trzaskowskiego dodatkowo poprzeć 16 proc. wyborców, co oznaczałoby łączny wynik na poziomie 46 proc. Suma tych dwóch wirtualnych wyników jest mniejsza niż 100 proc., bo część wyborców deklaruje, że w takiej II turze nie weźmie udziału lub jeszcze się waha: tak odpowiada aż 43 proc. wyborców Bosaka, 25 proc. Kosiniak-Kamysza, 11 proc. Hołowni. Prezydentura w Polsce rozstrzygnie się zatem w II turze, która będzie niesłychanie wyrównana. Pytanie, na ile uda się Dudzie przekonać wahających się wyborców Konfederacji a Trzaskowskiemu porwać elektorat Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Nie bez znaczenia będą deklaracje przegranych kandydatów. Równie ważne będzie utrzymanie mobilizacji dotychczasowych elektoratów, a także ściągnięcie na wybory dodatkowych wyborców. W 2015 roku w drugiej turze głosowało aż o 2 mln 94 tys. 235 wyborców więcej niż w pierwszej i to ich głosy ostatecznie pogrążyły Komorowskiego. W sondażu 22 proc. wyborców Trzaskowskiego dopuszczało zmianę wyboru w II turze z Dudą, wyborcy Dudy byli bardziej niezłomni, ale i wśród nich 14 proc. mówiło, że nie są na 100 proc. pewni. I jedni, i drudzy najczęściej wskazywali na debatę telewizyjną jako czynnik, który może zdecydować o porzuceniu swego kandydata, nieco rzadziej na przebieg kampanii. To bezpośrednia debata może zdecydować. Trzaskowski musi w niej jednocześnie mobilizować anty-PiS i zarysować wizję zmiany w Polsce, ale tak, by nie odstraszyć konserwatywnych wyborców PSL-Kukiz 15 oraz Konfederacji. Trudne do połączenia. To pierwsze może być mniej istotne, bo cały aparat polityczno-propagandowy PiS na czele z TVP Kurskiego – ruszy do jeszcze bardziej demagogicznego i hejterskiego ataku. A to zmobilizuje tych, którzy „mają dość”. Trzaskowski: Ja jestem kandydatem zmiany Tuż po ogłoszeniu wyników Rafał Trzaskowski wygłosił najlepsze przemówienie w swej karierze. Podkreślił, że 58 proc. Polaków i Polek jest za zmianą w Polsce i zadeklarował, że chce ich reprezentować. Rysował podziały na tych, którzy mówią, że coś Polakom dali i chcą się uwłaszczyć na państwie, na tych, którzy dokonują manipulacji i tych, którzy chcą prawdy. Tymi którzy naruszają prawa kobiet io tych, którzy chcą ich bronić. Czy wybierzemy polityków, którzy mówią że obywatele są dla władzy, a tymi, którzy mówią, że władza jest dla obywateli – pytał Trzaskowski. Czy to ma być Polska otwarta czy Polska, która szuka wroga – pytał retorycznie Trzaskowski. Uspokajał wyborców PiS (500 plus i wiek emerytalny – nie zostaną wycofane), chwalił Szymona Hołownię za hart ducha. „Andrzej Duda, pierwsza tura?” No cóż, nie udało się Prezydent Duda do końca walczył o mobilizację swoich zwolenników. Na jego wiecach podstawowe hasło brzmiało „Andrzej Duda, pierwsza tura!”. Ale skandowanie na niewiele się zdało. To, że wygranej Dudy w pierwszej turze nie ma, nie jest wielką niespodzianką, sondaże przed wyborami praktycznie nie dawały mu na to szans. Ale fakt, że prezydent w zasadzie nie przekroczył poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych, to jednak spore zaskoczenie i porażka kampanii Dudy. Wynik w okolicach 46-47 proc. dałby głowie państwa psychologiczną przewagę przed II turą, a ostateczne zwycięstwo miałby na wyciągnięcie ręki. Nic z tego się nie zdarzyło. Mimo bezprecedensowej nawałnicy propagandowej mediów narodowych (aż do karykaturalnej przesady rodem z Korei Północnej) i uruchomieniu całego potencjału machiny partyjnej i rządowej (słynne wozy strażackie za frekwencję w małych gminach), PiS-owi nie udało się przebić szklanego sufitu dla swojego kandydata. Czy podczas dwóch tygodni, które dzielą nas od powtórnego głosowania, kurs i ton kampanii prezydenta oraz jego zaplecza się zmienią? Niewykluczone. Duda ma bowiem dwie ścieżki do ostatecznego zwycięstwa. Bardziej prawdopodobna jest mobilizacja wyborców Krzysztofa Bosaka i zmiana ich preferencji – jak pisaliśmy większość z nich chce głosować na Trzaskowskiego. Wtedy kurs kampanii będzie ostry, Duda będzie grał na konflikt. Mniej prawdopodobna jest druga droga: demobilizacja jak największej części elektoratu Szymona Hołowni. Wtedy propaganda obierze kurs na tonowanie nastrojów. Ale pierwsza reakcja Dudy po ogłoszeniu wyników (miłe gratulacje dla rywali, żadnych agresywnych tonów) wskazuje, że miękki ton nie jest wykluczony. Ale jego przemówienie było bezbarwne.. Kosiniak jak Biedroń. Nie dali rady Władysław Kosiniak-Kamysz wypadł – trzeba to powiedzieć – tak jak zwykle kandydat PSL. Ta partia zyskuje zwykle mocny wynik w wyborach samorządowych, słabszy w parlamentarnych i katastrofalny w prezydenckich. Kalinowski w 2005 roku, Pawlak w 2010 i Jakubiak w 2015 nie przekroczyli 2 proc. poparcia. Robert Biedroń z kolei, jest rozczarowaniem Lewicy. W 2005 roku Borowski miał 10,3 proc., w 2010 Napieralski 13,7 proc. i dopiero nieszczęsna Ogórek zaliczyła tylko 2,4 proc. W wyborach 2019 Lewica miała mocny trzeci wynik 12,6 proc., w czerwcowych sondażach Ipsos dla trzymał się 9-10 proc. Biedroń potrafił jako lider Wiosny wiosną 2018 zyskać poparcie nawet kilkunastu procent, ale zawirowania w karierze (wbrew zapowiedziom został jednak europosłem) i być może po prostu zmęczenie dwuletnią kampanią non stop sprawiły, że głos Lewicy zabrzmiał w tych wyborach cienko. Polaryzacja górą – 72 proc. na Dudę i Trzaskowskiego Jak widać poparcie dla dwóch głównych kandydatów do prezydentury – z KO (PO) i PiS – wyniosło łącznie 72 proc. To mniej niż w wyborach 2010 po katastrofie smoleńskiej, gdy Komorowski pokonał Jarosława Kaczyńskiego (41,5 do 36,4 proc.), ale więcej niż w pojedynku Lecha Kaczyńskiego z Tuskiem (w I turze – 33,1 do 36,3) oraz w starciu Dudy z Komorowskim z 2015 roku (34,8 do 33,8 proc.). Interesujące, że „duopol” wypada lepiej w wyborach prezydenckich niż parlamentarnych, tak jakby ta forma rywalizacji wyostrzała główny w Polsce podział. Piotr Pacewicz Naczelny Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Przedsiębiorstwo przewiduje zysk na sprzedaży w wysokości 50 000 zł. Należy ustalić cenę wyrobu A metodą marży brutto i marży netto. 1. Metoda marży brutto: Całkowite koszty produkcyjne = 150 000 zł + 250 000 zł + 75 000 zł = 475 000 zł. Narzut marży brutto (%) =. 50 000 + 85 000. ×.
Tekst piosenki: Ref. Sto procent szacunku w waszym kierunku Sto procent szacunku Sto procent szacunku Raggamuffin style bracie, siostro dla ciebie Raggamuffin style rusza tutaj podziemie (x2) Ja kocham ten dźwięk i dobrze mi z tym Uwielbiam dobrych ludzi - nie będę się z tym krył Ja będę to robił do końca swych dni Ja będę to robił puki starczy mi sił ! Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
Bo kiedy w jednym teście p-value wychodzi 0,045 a w drugim 0,00001 to raportując wynik: na poziomie istotności 0,05 odrzucamy hipotezę zerową pomijamy fakt, że pierwsze odrzucenie jest słabe i dyskusyjne, a drugie dość zdecydowane. Podsumowując, p-value mówi nam, jak zmieniałby się wynik testu, gdyby utrzymać ustaloną
Trzy typy aktywności lidera. Jak Runners, Repeaters, Strangers wzmacniają sposób pracy lidera na co dzień. Podcast Jeśli chcesz, żeby Twój biznes był bardziej efektywny, a Twoi ludzie zaangażowani w firmę i jej doskonalenie, to ten podcast jest właśnie dla Ciebie. Nazywam się Radek Drzewiecki, od ponad 16 lat prowadzę firmę Leanpassion. Zajmujemy się wzrostem efektywności procesów oraz zaangażowania pracowników. Dodatkowo, jestem założycielem dwóch startupów technologicznych Sherlock Waste i Leanovatica. Robię to, co robię, ponieważ chcę, aby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy. Dlatego dla mnie skuteczny menedżer to nie tylko taki, który osiąga cele, ale przede wszystkim robi to z ludźmi, potrafi podłączyć ich do strategii organizacji. odcinek 14 NIEIMPROWIZOWANE ZARZĄDZANIE ZESPOŁEM: RUNNERS, REPEATERS, STRANGERS W tym odcinku opowiadam o sposobie pracy lidera na co dzień, czyli o zarządzaniu i o wyzwaniach jakie się z tym wiążą. Omawiam trzy typy aktywności, które wzmacniają trzy najważniejsze zasady zarządzania. Przedstawiam reguły planowania czynności ciągłych, czynności regularnych i nieregularnych wzmocnień oraz przykłady takiego planowania przez liderów z branży usługowej i produkcyjnej. Radek Drzewiecki W ODCINKU 14: Trzy typy aktywności lidera, menedżera, CEO: czynności codzienne, standardowy sposób zarządzania ludźmi „od poniedziałku do piątku”- Runnersczynności wykonywane regularnie co jakiś czas – Repeatersnieregularne wzmocnienia pozwalające zwiększać zaangażowanie – Strangers Powyższe aktywności są istotne w budowaniu trzech nici relacji lidera z pracownikiem: Relacja serca – pracuję dla Ciebie, bo to lubię, bo czuję, że przynależę do zespołuRelacja umysłu – pracuję w tej firmie, bo się rozwijam, bo dzięki Tobie mogę rozwiązywać problemy, dajesz mi treningi, spełniam się, bo robię interesujące rzeczyRelacja kieszeni – bo mi się opłaca, bo zarabiam pieniądze Runners, Repeaters, Strangers wzmacniają trzy najważniejsze zasady zarządzania: obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Metodę nieimprowizowanego zarządzania zespołem można zastosować na każdym szczeblu organizacji w firmie. Szczegóły i konkretne przykłady w tym odcinku! Słuchaj podcastu tam, gdzie Ci najwygodniej. Transkrypcja podcastu Odcinek 14 Nieimprowizowane zarządzanie zespołem: Runners, Repeaters, Strangers Witajcie, Moi Drodzy! Cześć! Na początek pochwalę Wam się prywatno-zawodowym sukcesem. Otóż, zrobiliśmy i ukonstytuowaliśmy strategię na 2022-2023. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że dużo będzie się działo, bardzo fajne kierunki rozwoju. Po pierwsze, już w tej chwili, dzięki Wam, naszym obecnym, przyszłym klientom, zatrudniamy siedemdziesiąt osób we wszystkich spółkach grupy Leanpassion i dodatkowo, jak już tak mogę się pochwalić, a tak zdecydowałem, to w tym roku będziemy mieli przychody razy dwa. Więc po raz pierwszy udało nam się wyjść z takiego pięcio-, dziesięcioprocentowego wzrostu i ta pandemia naprawdę bardzo dużo nam dała, bo wyszliśmy ze strefy komfortu i szukamy – a właściwie już dostarczamy – przychód pasywny. Jeszcze raz dziękuję za to, że słuchacie tego podcastu! Chciałem tutaj wykorzystać też sytuację i podziękować wspaniałemu zespołowi Leanpassion. Różnie się działo w tej firmie, były wzloty i upadki, szesnaście lat na rynku, ja też nie najlepszym byłem, że tak powiem, przewodnikiem tego zespołu, ale wydaje się, że trochę dojrzałem i zrozumiałem błędy, jakie popełniałem, zrobiłem sobie refleksję. Tak egocentrycznie zaczynamy dzisiaj ten odcinek, ale jeszcze raz wielkie dzięki naszym obecnym klientom, przyszłym klientom. Dzięki Wam za to, że jesteście tutaj i za to, że poprzez podcast Skuteczny CEO mogę po prostu uskuteczniać w praktyce moje Why, czyli „Dlaczego robię to, co robię”, bo robię to, co robię, żeby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy i w życiu zawodowym. Także, Moi Drodzy, Great Companies, Happy People. Jeszcze raz, wielkie dzięki! A teraz przejdziemy już do meritum dzisiejszego odcinka. Otóż, zdarza się, że piszecie do mnie – też dzięki za dość duże zainteresowanie – i zdarza się, że sugerujecie rzeczy, które mógłbym poprawić, na których mógłbym się skoncentrować i tak odmieniacie przez wszystkie przypadki, że o przywództwie dużo już było, ale może trochę więcej o zarządzaniu. W jednym z odcinków nagrywałem już trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania zespołem, o których dzisiaj też wspomnę. Ale dziś opowiem trochę bardziej szczegółowo o tym, jak zarządzać ludźmi, o tym, w jaki sposób podzielić sobie tydzień pracy, miesiąc, kwartał jakie są trzy typy aktywności, na które możemy sobie to podzielić. Mam nadzieję, że dla Was będzie to inspiracja do tego, żeby przeprowadzić refleksję odnośnie swojego dziennego, tygodniowego, kwartalnego, miesięcznego planu zarządzania. Mówię tutaj do Was, do zarządzających firmami, do CEO-osów, do prezesów, do członków zarządu. Ale też do czego namawiam, to żeby sprawdzić albo dać takie zadanie liderom, bezpośrednim przełożonym pracowników, kierownikom, dyrektorom, menedżerom, żeby zrobili właśnie taką autorefleksję odnośnie do tego, w jaki sposób zarządzają zespołem. Nie wiem, czy pamiętacie, ale 90% osób na pytanie: „Jak zarządzasz ludźmi?” odpowiada: „Jak to, jak? Normalnie”. Nazywam to zarządzaniem „przez trzymanie kciuków”. Odcinek 14: Nieimprowizowane zarządzanie zespołem: Runners, Repeaters, Strangers Ci z Was, którzy słuchają mnie regularnie, mogą słyszeć to po raz siedemdziesiąty czwarty, że tak się wyrażę, ale większość osób, z którymi pracuję, z którymi miałem okazję zderzyć myśli na temat przywództwa i zarządzania, nie potrafi rozróżniać tych dwóch rzeczy. Także pozwólcie, że przypomnę rzeczy, o których mówiłem w poprzednich odcinkach bardzo często. Czym się różni przywództwo od zarządzania? Otóż, w mojej definicji, przywództwo to jest umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy, czyli rzeczy, które robimy, by ludzie byli podłączeni do firmy, na przykład kaskadowanie strategii, stworzenie wizualnego środowiska pracy, zdefiniowanie ról dla pracowników, stworzenie 5R, które było w poprzednim odcinku, czyli kierunek, ramy, role, reguły, relacje. Często też mówię, że przywództwo tworzy ramy do zarządzania. Także przywództwo to jest umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy. Jeśli macie wpływ na to, jak ta strategia firmy wygląda, jak ta wizja firmy wygląda, to właśnie tam podłączamy. Natomiast jestem zdania, że przyszłość pracy to nie są wcale turkusowe organizacje (przy okazji, to taki mój anty-konik, turkus, mam naprawdę alergię na to). Jesteśmy ludźmi i to jest moja subiektywna ocena, ale moim zdaniem przyszłość pracy, przyszłość przewodzenia będzie szła w kierunku autonomicznych zespołów i jeśli nie macie wpływu dzisiaj na to, jak wygląda misja, wizja i cele strategiczne firmy, czyli ta perspektywa strategiczna organizacji, to dla mnie przywództwo w Waszym wydaniu, Drodzy Liderzy, Drodzy Menedżerowie, to umiejętność podłączania ludzi do swojego zespołu, można zrobić taką definicję. Autonomiczny zespół, mamy lidera, który skupia wokół siebie, wokół zespołu, może nie tylko wokół siebie, dziesięć, dwanaście, piętnaście osób, niech zrobi sobie mini-misję, mini-wizję, cele dla zespołu i to przywództwo to jest umiejętność podłączenia ludzi do tych celów, czyli można też taką wersję zrobić. W każdym razie przywództwo to umiejętność podłączania ludzi do strategii, do celów, do misji, do wizji, do tego dlaczego to robimy, do czego dążymy i jak to zmierzymy. Zarządzanie, bo o tym będzie dzisiejszy odcinek, to sposób pracy lidera na co dzień. Właśnie w tym jest takie dość duże wyzwanie. Pamiętajcie, że ja chyba w pierwszym, drugim odcinku mówiłem, że nikt nie ma złych intencji, to, że czegoś nie wiemy, to mamy do tego prawo. Przez wiele lat nie wiedziałem, czym jest przywództwo, czym zarządzanie, a dzisiaj – po prostu zainspirowałem się Kotterem i stworzyłem własne definicje. Czyli zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień. Przywództwo to umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy. I właśnie sposób pracy lidera na co dzień to jest coś, o czym będziemy rozmawiać dzisiaj. W jedenastym odcinku mówiłem o trzech najważniejszych zasadach skutecznego zarządzania zespołem. Pozwólcie, że przypomnę to przez chwilę, czyli sposób pracy lidera na co dzień, sposób pracy menedżera na co dzień i to, co robisz po prostu od poniedziałku do piątku. Trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania zespołem: Numer jeden to jest obecność każdego dnia, to znaczy, że jesteś w Gemba. Gemba to jest miejsce, gdzie ludzie dodają wartość, gdzie Twój zespół po prostu pracuje, gdzie ludzie pracują. Chodzi o to, że minimum 60-80% czasu spędzasz w Gemba. Na początku może być to oczywiście 10% czasu, bo uczymy się, mówimy tutaj o ewolucji, nie o rewolucji. Chodzi o to, żebyś szedł i zobaczył, okazał szacunek, zadawał pytania. Jeśli jesteś CEO, to nie znaczy, że Ty masz w tym Gemba siedzieć non stop, tylko stwórz system, naucz swoich ludzi zarządzania w taki sposób, żeby większość czasu oni byli w Gemba. Tak zarządza trener sportowy i jest wtedy respektowana taka zasada: „Kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje”. Przy okazji, ostatnio wrzuciłem na LinkedIn taki printscreen, w jakiej pozycji Nagelsmann, nowy trener Bayernu Monachium, obserwuje trening. To jest niesamowite, tak dla mnie powinien pracować lider zespołu. W sporcie nie jest to zarządzanie przez guesstimation, zarządzanie „przez trzymanie kciuków”, tylko bycie tu i teraz i możliwość po prostu korygowania, możliwość przeprowadzania eksperymentów, non stop możliwość dialogu z zespołem. I to jest tak nienaturalne w biznesie, że w biznesie menedżer zespołu, lider zespołu większość czasu nie przebywa z tym zespołem, tylko większość czasu przebywa po prostu robiąc co innego. I to będziemy właśnie zmieniać. Czyli trzy zasady skutecznego zarządzania zespołem, najważniejsze zasady, pierwsze: obecność każdego dnia, bądź w Gemba, tyle ile możesz, to może być na początku dwie godziny w tygodniu. Zadawaj pytania, obserwuj, tylko pamiętaj, że jesteś tam gościem, nie gospodarzem. Druga zasada to jest empatia każdego dnia. To znaczy, że bycie liderem to czerpanie radości z dawania radości innym. Czyli, że jesteś empatyczny, że nawet jak masz gorszy dzień, liczysz do dziesięciu, oddychasz, nie wyżywasz się na ludziach, jesteś liderem. Niestety od przywództwa nie ma urlopu. Od zarządzania nie ma urlopu. To jest takie moje powiedzenie. Trzecia zasada skutecznego zarządzania zespołem, ta najważniejsza, to jest refleksja każdego dnia. Czyli im częściej przeprowadzamy refleksję odnośnie status quo, odnośnie tego, jak nam poszło, tym częściej możemy podejmować decyzje. Dla mnie takim kluczem – istnieje szansa, że przygotuję odcinek o tym – są boardmeetingi, czyli takie statusowe spotkania zespołowe, niektórzy na to mówią stand-up meetings, niektórzy mówią team meetings. W każdym razie boardmeeting to jest spotkanie przy tablicy, nie spotkanie zarządu, na którym realizujemy taki specjalny cykl cel-wynik-kaizen, gdzie zespół po prostu rozmawia o tym, jak im poszło wczoraj, czy w poprzednim tygodniu, co się udało zrealizować, co nie, jaki był problem, przyczyna, rozwiązania. Możecie wierzyć lub nie, ale to jest w mojej ocenie najbardziej powerful narzędzie liderskie do tego, żeby zwiększać efektywność i zaangażowanie, wszędzie daje niesamowite rezultaty. Czyli, Moi Drodzy, zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień i trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania, czyli to, co powinniśmy robić na co dzień, to jest: być tam, gdzie dzieje się akcja, w Gemba. Być empatycznym dla ludzi, czyli rozumieć ich perspektywę, rozumieć ich bolączki, rozumieć ich uczucia, po prostu rozumieć perspektywę drugiego człowieka. I trzecia rzecz, im częściej sprawdzasz, jak Ci idzie, tym częściej możesz podejmować decyzje, czyli refleksja każdego dnia. Obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Ale to już było w odcinku chyba jedenastym, wybaczcie brak pamięci, można sprawdzić na Spotify, na Apple Podcast tytuły tych odcinków, jeżeli jesteście zainteresowani większymi szczegółami. Zawsze zadaję takie pytanie: „Jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie?”. Ludzie mówią: „Nie ma różnicy” albo mówią: „Wiesz, trener sportowy może przeprowadzać selekcję”. Tak, to też jest bardzo istotne, ja zawsze mówię: „A w biznesie nie może?” To jest jeden z mitów przywództwa czy też zarządzania: „Ja mam zespół, którego nie mogę wymieniać”. Absolutnie to jest nieprawda. Selekcja to jest jedna z najważniejszych rzeczy. Ale najważniejszą różnicą pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie jest miejsce, w którym on wykonuje tę pracę. Jeżeli zamkniecie oczy i… aha, ostatnio jedna z koleżanek-słuchaczek mojego podcastu powiedziała, żebym nie mówił: „Zamknij teraz oczy”, bo ona słucha go samochodzie. Także nie zamykajcie oczu. Jak przypomnicie sobie niedawne mistrzostwa Europy czy też w ogóle jak popatrzycie na jakąkolwiek pracę trenera, on jest w Gemba. I tam jest taka zasada, że „kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje” i on jest tam przez 80-90% czasu, na każdym treningu po prostu obserwuje. Dzięki temu całe jego zarządzanie opiera się na faktach, a nie na opiniach. W biznesie jest zupełnie odwrotnie. Mamy professional judgement, mamy: „bo ktoś tak powiedział”, mamy leading by guesstimation, czyli takie zgaduję, jak to wychodzi. Mamy masę stereotypów i bycie w Gemba wydaje się tak nienaturalną rzeczą, że ponoć robi to Toyota. W Toyocie byłem ze dwa razy i akurat widziałem rzeczywiście tę zasadę: „Kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje”. Natomiast tego uczycie się od trenerów sportowych. Możecie mi wierzyć na słowo, a ja Wam proponuję, żebyście potraktowali ten podcast jako moją subiektywną opinię na temat pewnego biznesu i żebyście przeprowadzali własne eksperymenty. Nie ma lepszej nauki, jak eksperymentowanie. Jak chcesz się nauczyć jeździć na nartach, to po prostu wyjdź na stok. Spróbujcie sobie na początek, na przykład w tym tygodniu, czy w przyszłym, na dwie godziny pójść do Gemba. Idziesz do Gemba, okazujesz szacunek, jesteś w Gemba, okazujesz szacunek, obserwujesz proces bez oceniania, zadajesz pytania, gryziesz się w język i możesz sobie wybrać jakiś problem do przeprowadzenia eksperymentu, bo na tym to polega. Tylko nie idź tam po to, żeby cokolwiek ludziom zmienić, tylko po to, żeby zobaczyć. Pamiętaj, że na samym początku możesz doprowadzić do pewnego popłochu, może się tak zdarzyć, że Ty jako prezes, kierownik, po dwóch latach pojawiłeś się i ludzie nagle będą myśleli, że chcesz kogoś zwolnić. Także powiedz, że jesteś tutaj, żeby się uczyć, że nie będziesz oceniał, nie krytykuj, i to jest bardzo trudne, gryź się w język. Druga rzecz to jest empatia każdego dnia i w czwartym odcinku mówiłem Wam o top dziesięciu oczekiwaniach pracowników względem lidera. Zróbcie sobie takie odrobienie zaległości, przeprowadźcie autodiagnozę. Znajdziecie to właśnie, tak jak powiedziałem, w czwartym odcinku, dziesięć oczekiwań pracowników względem bezpośredniego przełożonego, który ma ogromny wpływ na to, czy ludzie odchodzą z pracy, czy jest rotacja, czy ludzie oceniają pozytywnie swojego lidera. Jak też dobrze pamiętacie, 70% osób, która negatywnie ocenia swojego szefa, nie poleci pracodawcy, a 62% procent ludzi deklaruje, że szuka roboty, gdzie dzisiaj jednym z największych problemów biznesowych jest po prostu brak dostępnych ludzi do pracy. To jest po prostu przełom. Dlatego dziesięć oczekiwań pracowników względem bezpośredniego przełożonego to dla mnie to jest początek autodiagnozy tej empatii każdego dnia. Czy jesteś zaangażowany w rozwój pracowników? Czy opierasz się na faktach, nie na opiniach? Budujesz poczucie przynależności do organizacji, utożsamiasz się z organizacją, komunikujesz się często, stwarzasz warunki do otwartego mówienia o problemach, wspierasz w ich rozwiązywaniu i tak dalej. Na pierwszych trzech miejscach z badań 2021 (odcinek 13) jest: „Masz wysokie standardy moralne i etyczne”, „Szanujesz innych ludzi”, „Jesteś otwarty na nowe pomysły i inicjatywy pracowników”. To jest top trzy. Dla mnie ego w biznesie jest bardzo potrzebne. Ego to jest taki, powiedziałbym z angielskiego, driver do osiągania rezultatów, taka chęć dowożenia. Natomiast paradoksalnie ego powinno być wzmocnione empatią, czyli masz świadomość swojego ego, nie wykorzystujesz go do tego, żeby się wywyższać i nie szanować ludzi, tylko ego powoduje, że kwestionujesz status quo. Nie akceptujesz wymówek od wyników, ale masz jego świadomość, okiełznałeś to ego i wzmacniasz je empatią, czyli rozumieniem perspektywy Twoich pracowników, czy też Twoich liderów, Twoich kierowników i zgadzasz się na to, masz pokorę odnośnie do tego, że ludzie mogą mieć inne zdanie, że ludzie mogą mieć inny pomysł, że ludzie mogą nie mieć tak bardzo dużej lojalności do firmy, jaką masz Ty. Także to jest rozumienie perspektywy tej drugiej osoby. Trzecia zasada, refleksja każdego dnia, to jest zaangażowanie poprzez stworzenie warunków do codziennego rozmawiania o celach, codziennego rozmawiania o wynikach w kontekście tych celów i codziennego rozmawiania o problemach, przyczynach, rozwiązaniach. To jest niesamowite, to jest jedna z najbardziej prostych metod zarządzania ludźmi, tworzenia efektywnego środowiska, zaangażowania większości, jak nie całego Twojego zespołu do realizacji celów i do rozwiązywania problemów. Chodzi o to, że im częściej sprawdzasz, jak Ci idzie, tym częściej możesz podejmować decyzje i tym częściej możesz rozwiązywać problemy. Także obecność każdego dnia, tyle ile możesz bądź w Gemba. Na początek potraktuj to jako trening, na przykład dwie godziny w tygodniu. Napisz, czego się nauczyłeś. Druga rzecz, empatia każdego dnia. Zrozum dziesięć oczekiwań pracowników względem Ciebie, zrób autodiagnozę. Jeśli tylko możesz, to poproś również ludzi o to, żeby Cię ocenili i zwróć uwagę na to – zwłaszcza, jak masz duże ego, a dużo CEO-osów ma duże ego – że empatia to jest rzecz, która jest dzisiaj w biznesie bardzo potrzebna. Trzecia rzecz: raz w tygodniu, to jest minimum, lub – jeszcze lepiej – raz dziennie, przeprowadzaj refleksję odnośnie tego, jak Ci poszło, jak zespołowi poszło. Ale nie: „Jak Wam się wczoraj pracowało?”. „Dobrze.” „To dobrze”, tylko w kontekście realizacji celów. O tym będzie odcinek szesnasty, powiem tutaj o boardmeetingach, jak realizować cykl cel-wynik-kaizen, naprawdę warto go posłuchać, ponieważ boardmeetingi, te stand-up meetings, to jest naprawdę niesamowite narzędzie, które szybko zwiększa efektywność, zaangażowanie, poprawia atmosferę, zmniejsza rotację zespołu. W każdym razie, ja sobie kiedyś w kontekście tej refleksji każdego dnia – bo wyzwaniem zarządzania i tworzenia takiego środowiska pracy jest dzisiaj zdolność do adaptacji – ja sobie stworzyłem cztery poziomy zdolności do adaptacji. Pierwszy poziom to jest włącz i wyłącz, wtedy kiedy doskonalenie przeszkadza biznesowi. Czyli mamy czas, to się doskonalimy, nie mamy czasu, to robimy biznes. Drugi to jest dzień do dniu i to o tym mówię, że po prostu od czasu do czasu zatrzymujesz się i przeprowadzasz refleksję odnośnie przeszłości, takie retro, ale ustrukturyzowane w cykl cel-wynik-kaizen. Dzięki temu, jeśli robisz to raz w tygodniu, masz pięćdziesiąt dwie szanse w roku na to, żeby coś poprawić, jak robisz codziennie, to masz nawet dwieście dwadzieścia. Trzeci poziom, to jest godzina po godzinie. Na razie to odpuszczę. I czwarty poziom to jest sport i tylko sport i ponoć Toyota, tu i teraz. Po prostu poprzez tworzenie takiego sposobu zarządzania ludźmi, że kiedy ktoś trenuje, ktoś obserwuje, tutaj mówię relacja trener-zawodnik, mogą rozwiązywać problemy na bieżąco i prowadzić akcję korygujące na bieżąco i nie ma w mojej ocenie bardziej agile środowiska pracy, jak sport. Jak sobie wyobrazicie te dwa razy czterdzieści pięć minut na tych mistrzostwach Europy, to ile razy trener zmieniał ustawienie zespołu, ile razy podpowiadał. To jest nieskończona liczba. Tylko, że on, dzięki temu, że tam jest, stwarza sobie do tego możliwość. Nie wiem, czy rozumiecie. Teraz przejdźmy do tego, o czym tytuł odcinka dzisiaj mówi. Dowiedziałem się kiedyś od mądrego człowieka, od konsultanta, który u nas pracował, że w procesie, w planowaniu, w harmonogramowaniu pracy są trzy rodzaje czynności: Runners, Repeaters i Strangers. Runners to jest coś, co jest ciągłe, coś, co się wydarza w sposób powtarzalny. Repeaters to jest coś, co się powtarza w określone dni, w określone godziny. A Strangers to są rzeczy, które są na przykład w przypadku harmonogramowania, planowania pracy, wrzutkami. Takie nietypowe sytuacje, które zdarzają się w sposób niezaplanowany. Ja sobie to pożyczyłem, trochę czasu mi zabrało i odniosłem to do zarządzania. Pamiętacie, obecność każdego dnia, empatia każdego dnia i refleksja każdego dnia, ale teraz przejdziemy do większych szczegółów. Mówimy tutaj, Drogi CEO, o tym, jak powinien Twój lider zespołu zarządzać na co dzień. Pamiętajcie, że od tego bezpośredniego przełożonego ludzi tak bardzo dużo zależy, o czym Wam mówiłem wielokrotnie. W badaniach, tak jak powiedziałem, 70% osób nie jest zadowolona z pracy i 62% ludzi szuka w tej chwili roboty, deklaruje przynajmniej, jeśli negatywnie ocenia swojego bezpośredniego przełożonego. A jeśli weźmiemy pod uwagę to, że 88% ludzi w Polsce przychodzi do pracy, bo nie ma innego wyjścia, według badań Gallupa 2021, oraz to, że 90% liderów, na pytanie: „Jak motywujesz ludzi?” odpowiada: „Normalnie”, to jest to mieszanka wybuchowa. Dlatego uczmy ich tych trzech najważniejszych zasad zarządzania zespołem: obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Obiecuję, że powtórzyłem to w tym odcinku przedostatni raz. Ale większym szczegółem jest to, że bierzesz Runners, Repeaters, Strangers i ja to odniosłem po prostu do trzech typów aktywności lidera w codziennym zarządzaniu. Pamiętajcie, że zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień. Runners to jest to, co robisz codziennie, w każdy dzień. Po prostu Twój standardowy sposób zarządzania ludźmi każdego dnia, od poniedziałku do piątku, ja to tak w cudzysłowie nazywam. Repeaters to są te czynności, które robisz w określone dni tygodnia, miesiąca, kwartału. A Strangers, to w tym przypadku są to nieregularne wzmocnienia, które mogą Ci dać taki boost, wybaczcie z angielskiego, zaangażowania. To jest coś, co możesz wykorzystać, żeby zbudować, żeby spowodować, żeby ludzie się nie nudzili, żeby zrobić coś, taką niespodziankę dla zespołu. Dla Twojego zespołu będzie to Stranger, ale Ty masz to zaplanować. Zaraz powiem o tym trochę więcej. Czyli tak naprawdę robimy to po to, żeby zbudować trzy nici relacji. O trzech niciach relacji też już było. Pracuję dla Ciebie, bo lubię, bo lubię ten zespół, czuję, że przynależę, to jest relacja serca. Pracuję w tej firmie, w tym zespole, bo się rozwijam, bo dzięki Tobie mogę rozwiązywać fajne problemy, bo dajesz mi szkolenia, bo dajesz mi treningi i pracuję tu, bo mi się opłaca. Teraz dziewięćdziesiąt dziewięć procent firm ma zbudowaną relację na nici finansowej, czyli pracuję tutaj, bo po prostu zarabiam pieniądze. Nie ma nic złego w tej relacji, ona jest bardzo dobra, ale ja chcę w tym podcaście pokazywać Wam, jak zbudować relację pomiędzy menedżerem zespołu a członkami zespołu, czy też pomiędzy firmą a członkami zespołu na trzech niciach – serce, umysł, kieszeń. Czyli pracuję tu, bo lubię tę firmę, Ciebie jako lidera, pracuję tu, bo się rozwijam, bo się spełniam, bo mam interesujące rzeczy do zrobienia, bo rozwiązuję problemy i pracuję tu, po prostu, bo mi się opłaca. Te trzy typy aktywności menedżera, lidera zespołu czy też Ciebie jako CEO to jest codziennie, co jakiś czas i nieregularne wzmocnienia. Czyli Runners to są czynności, które powtarzasz codziennie. Repeaters to są czynności, które powtarzasz w określonych dniach tygodnia, w określonych dniach miesiąca, w określonych dniach kwartału. A Strangers to są nieregularnie wzmocnienia i do tego bardzo Wam polecam książkę Skuszeni, po angielsku Hooked, gdzie zobaczycie, co znaczą nieregularne wzmocnienia. Czyli to jest budowanie zaangażowania w SaaS-ach, w technologiach, gdzie wykorzystywane są po prostu nieregularne wzmocnienia, nagrody, których się nie spodziewasz, wyciągnięcie w tym przypadku ze strefy komfortu, którego się nie spodziewasz. Zaraz Wam podam przykłady. Runners to są czynności, które robisz codziennie, Repeaters to są czynności, które wykonujesz w określone dni tygodnia, miesiąca, kwartału, roku, a Strangers to są czynności, które Twój zespół traktuje jako super niespodziankę, jako wyciągnięcie ze strefy komfortu, jako coś niespodziewanego, dzięki temu to zaangażowanie dostaje taki, za przeproszeniem, strzał energetyczny. Nie wszystkie są super mega świetne do tego, bo wyciągnięcie ludzi ze strefy komfortu może powodować u nich stres, ale chodzi o to, że jest coś, co jest nieregularne i coś co wzmacnia zaangażowanie. Mam nadzieję, że rozumiecie. Czy to jest jasne? To dajcie znać, gdzieś na LinkedInie, czy na Facebooku. Jak powinien wyglądać dzień takiego lidera? Skupmy się na razie na Runners. To co ja proponuję, możecie wierzyć lub nie, ale dla mnie to jest taka nowość, to zacznij dzień od siebie, od wizualizacji, medytacji, modlitwy. Ja nie wnikam w to, jestem osobą bardzo tolerancyjną, kto za jaką religią jest, to tak naprawdę Wasza sprawa, ale w mojej ocenie ludzie składają się z trzech rzeczy, CUD – Ciało, Umysł, Dusza. Zaczynamy dzień od wizualizacji, od medytacji, od na przykład sesji wdzięczności, podziękowania za to, co wczoraj się fajnego wydarzyło, od małych rzeczy. Drugą książką, którą polecam w tym aspekcie, jest The Code of the Extraordinary Mind Vishen Lakhiani, czyli Kod Nadzwyczajnego Umysłu. Niesamowita jest ta książka, mi osobiście dużo daje. Od mniej więcej dwóch miesięcy medytuję i jakość życia jest naprawdę inna. Ja się uczę, nie jestem w tym ekspertem, dlatego nie będę Wam mówił. Polecam mega książkę The Code of the Extraordinary Mind, gdzie zobaczycie sześć faz medytacji, która jest łatwiejsza niż taka medytacja, której możemy się nauczyć od mnichów. Ale zaczynasz dzień od tego, żeby sobie podziękować za to, co się wydarzyło wczoraj, od tego, żeby zrobić medytację, od tego, żeby się dobrze nastroić, bardzo to polecam. Później idziesz do roboty. Runners to obserwacja w Gemba, czyli zaplanuj, że na przykład raz dziennie przez godzinę nie robisz nic innego, tylko obserwujesz, jak ludzie pracują. Typowy Runner to jest delegowanie, rozliczanie zadań, czyli na przykład delegujesz zadania, rozliczasz zadania z poprzedniego dnia. Wybierasz sobie jakieś problemy do rozwiązywania, rozwiązujesz problemy. Boardmeetingi, o których Wam mówiłem. Jeśli uznasz, że boardmeeting jest Twoim Runnerem, to znaczy, że go robisz codziennie, mam nadzieję, że rozumiecie, czyli podsumowujesz. Na przykład zaczynasz dzień pracy od tego, żeby sprawdzić, jak Wam poszło wczoraj. Barometr zadowolenia zespołu, czyli to jest taki przykład, że codziennie pytasz ludzi: „Jak się Wam wczoraj pracowało?”. To jest bardzo kontrowersyjne, natomiast nie ma nic złego w pytaniu ludzi, jak się czują w robocie. To może być też u Was Repeater, na przykład robicie to co poniedziałek. Runner: wizualizacja dnia, medytacja, obserwacja w Gemba, delegowanie, rozliczanie zadań, rozwiązywanie problemów, board meetingi, barometr zadowolenia. I to, co jest ważne, to planujcie dzień. Większość ludzi pracuje osiem, dziesięć godzin, tak naprawdę pamiętajcie o tym, że równowaga jest ważna, skupmy się na tym, że wyobrażamy sobie, że pracujemy osiem godzin. Mam taką propozycję, żeby planować dwugodzinne interwały. Druga propozycja, druga rekomendacja, Naucz swoich ludzi, żebyście planowali sobie trzy czwarte dnia. W razie czego jedną czwartą, czyli te dwie godziny z ośmiu, będziecie mieli na pójście do Gemba, a w razie trudności, będziecie mogli zarządzać jakimiś pożarami, wrzutkami. Czyli tak naprawdę w Twoim planie planujesz na przykład od ósmej do czternastej. Dwie godziny zostawiasz sobie na nieplanowane rzeczy, kolokwialnie mówiąc wrzutki. Jeżeli nie wystąpią, idź do Gemba. Idź do Gemba, obserwuj proces, okaż szacunek. Zakończ dzień okazując trzy razy wdzięczność, trzy razy dumę. Jest takie fajne ćwiczenie, dziękujesz za to, co się dzisiaj wydarzyło i na przykład wypisujesz sobie trzy rzeczy, z których jesteś z siebie dumny z tego dzisiejszego dnia. Także nie chodzi o to, żebyś był narcystyczny, ale chodzi o to, żeby doceniać siebie, żeby mieć w ogóle duży szacunek do własnej osoby. Na pewno są takie rzeczy, z których jesteście dumni każdego dnia i to jest bardzo fajne ćwiczenie. W każdym razie Runner, najważniejsza rzecz w Runnerze to jest planowanie dwugodzinnych interwałów. Skupcie się na tym, żeby ten dzień był w miarę standardowy, powtarzalny, od czego zaczynasz. Spróbujcie zrobić tak, żeby w Waszym dniu, niezależnie od tego, czy jesteś CEO czy menedżerem zespołu, jakiś czas poświęcić na to, żeby być w Gemba. Jak będziecie tak mocno ćwiczyć i będziecie się chcieli stać trenerem sportowym, to Runner to jest bycie w Gemba większość czasu. Przy okazji, jeden z moich klientów w Danii, gdzie pracował mój guru Klaus Petersen. Pojechaliśmy kiedyś z zespołem Leanpassion uczyć się od nich i był taki menedżer zmiany. Mój konsultant zadał mu pytanie: „Powiedz, jak wygląda Twój dzień?”. A on powiedział tak: „Przychodzę, rzucam torbę, idę i wracam wieczorem”. Akurat on pracował na drugą zmianę, czyli pracował od czternastej do dwudziestej drugiej chyba, był menedżerem zmiany. Konsultanci pytają niego: „A maile, a telefony?”. On mówi: „Kiedyś miałem, dzisiaj nie mam”. Facet odpowiadał w tak prosty sposób. Na pytanie: „To co Ty robisz?” odpowiedział: „Mój zespół dziennie wykonuje dziesięć boardmeetingów i ja jestem na każdym, ale obserwuję i patrzę, jak się rozwijają moi liderzy”. Rozumiecie? Facet miał po prostu po dziesięciu latach transformacji Lean jedno zadanie i to jest niewiarygodne, jak efektywny był ten zespół. Mowa o Solar, przy okazji, to jest firma, która w 2010 roku w Danii zdobyła jako pierwsza firma nieprodukcyjna nagrodę za najwyższą produktywność. Danish Industry dawało taką productivity award i po raz pierwszy w historii firma nieprodukcyjna, firma Solar zdobyła to. Ale wyobrażacie sobie, facet mówi tak: „No przychodzę, rzucam torbę, wracam wieczorem, zabieram torbę”. Tak wygląda jego dzień zarządzania. Konsultanci mówią: „Co Ty robisz, a maile, raporty?”. On mówi: „Kiedyś miałem, dzisiaj nie mam. Dzisiaj, jak mamy jakiś problem, to się spotykamy w Gemba i rozmawiamy z innymi silosami”. On pracuje prawie jak trener sportowy. On mówi: „Ja obserwuję boardmeetingi, żeby rozwijać moich liderów, jak oni rozwijają innych ludzi. Czyli poprzez zadawanie pytań, obserwację”. Niesamowite, naprawdę niesamowite. Mamy Runnersy, tak? Mam nadzieję, że rozumiecie. To jest coś, co robisz codziennie, czyli planujcie trzy czwarte dnia, planujcie tyle, ile możecie w Gemba, obserwacje wpisujcie sobie w lessons, dzięki temu będziecie one step ahead. Bycie w Gemba wcale nie oznacza tego, że macie tam decyzje podejmować. Absolutnie. Bycie w Gemba oznacza, że Ty rozumiesz proces i dzięki temu możesz zadawać lepsze pytania. Repeaters, przykłady. Powitanie zespołu w poniedziałek, podsumowanie tygodnia w piątek. Zapytaj się w poniedziałek, jak minął weekend, pogadaj z ludźmi, zacznijcie sobie dzień od godziny kawy. U jednego z moich klientów w branży shared service – pozdrawiam Cię, Wojtku, bardzo serdecznie – w poniedziałki przez pierwszą godzinę, nawet dwie, ludzie w ogóle nie pracują. Jest czas na ploteczki, jest kawa i tak dalej. To jest, jakby to powiedzieć, zamierzone. Chodzi o to, żeby ludzie po prostu przegadali sobie weekend, żeby przybili piątkę, to jest takie fajne, normalne. Witasz zespół w poniedziałek i nie od razu czerwone oczy i do roboty, tylko po prostu gadacie sobie, pytacie o rzeczy prywatne. W piątek jest inna sprawa, to jest podsumowanie tygodnia. Pracowałem kiedyś w GE i to, co było dla mnie niesamowite w General Electric, to co piątek spotykaliśmy się w gronie menedżerskim i każdy z nas miał powiedzieć jedną rzecz, z której jest z siebie dumny prywatnie i jedną zawodowo. Na początku było to dla mnie naprawdę strasznie zaskakujące i wstydliwe. Na ogół wyglądało to tak, że była taka rundka, oczywiście tam były pączki, kawa, naprawdę fajna rzecz. I jak na początku było to dla mnie wstydliwe, później nie mogłem się tego doczekać. Po prostu mówisz jedną rzecz, która z Twojej perspektywy – nie było to oceniane – wydarzyła się w tym tygodniu, z której jesteś dumny z siebie i jedną rzecz prywatną, jeśli chcesz. Wyglądało to tak, że większość z nas mówiła jakąś rzecz, którą zrobiła, rozwiązała trudny problem, zrobiła jakiś eksperyment, a prywatnie to najczęściej mówiliśmy co planujemy na weekend. To miało dwa cele, po pierwsze pokazanie członkom zespołu, że każdy jest ważny, a po drugie, odseparowanie pracy od weekendu, żeby się dobrze nastroić na weekend. Repeater, sesja jeden na jeden z każdym. Na przykład to często działa w dobrych zespołach sprzedażowych, że szef sprzedaży piątki poświęca na one-to-one, na sesje jeden na jeden. Dialog mentor-uczeń. Pomiar wybranego procesu, eksperyment. My jak robimy takie zarządzanie, sposób zarządzania Runners, Repeaters, Strangers, to na przykład w poniedziałek mówimy do lidera, że w poniedziałek robi pomiary czasu cyklu, we wtorek na przykład obserwuje proces i zapisuje, jakie są typy marnotrawstw, w środę wybiera sobie jeden problem i przeprowadza z zespołem eksperyment, w czwartek robi dialog mentor-uczeń, w piątek robi spotkanie ze swoim zespołem i pyta się zespołu, z czego każdy jest z siebie dumny. Jeśli to jest problem, to zapytaj się ludzi, żeby powiedzieli, jaką fajną rzecz udało im się zrobić w tym tygodniu. Inne Repeatersy to jest podsumowanie tygodnia. To, co Wam bardzo polecam, to jest to, co ja robię. Jestem człowiekiem, który ma duży problem z systematycznością, ale to, czego nauczyłem się, to co piątek (większość z nas pracuje w rytmie poniedziałek-piątek), zanim skończycie swój tydzień pracy, zróbcie sobie autorefleksję. Na czym to polega? Jak już zrobisz to podsumowanie tygodnie z zespołem, to siądź sobie sam, włącz sobie jakąś muzykę, zamknij się w pomieszczeniu, zanim pójdziesz do domu lub jeśli pracujesz zdalnie, zanim wyłączysz komputer. Bierzesz czystą kartkę papieru, czy też coś elektronicznego i zapisujesz sobie rzeczy, czego się nauczyłeś w tym tygodniu, robisz sobie takie lessons learned. Zapisujesz trzy, pięć, siedem rzeczy, których nauczyłeś się w tym tygodniu. Możesz tę kartkę wyrzucić, nie musisz jej archiwizować. Chodzi o to, żeby zmusić swój umysł do refleksji, do tego, co Ci fajnie poszło, bez oceny, bez maltretowania siebie. To jest autorefleksja lidera, lessons learned, raz w tygodniu pół godziny tylko dla siebie. Zobaczycie, co się będzie działo, po prostu będziecie wyciągać wnioski, będziecie analizować, co Wam poszło dobrze, dzięki temu możecie sobie w następnym tygodniu zrobić kolejny eksperyment, coś zmienić w tym swoim tygodniu pracy, coś zmienić w podejściu. Czyli mamy Runners, Kochani, to, co robimy codziennie, delegowanie, rozliczanie zadań, rozwiązywanie problemów, boardmeetingi. Boardmeetingi też mogą Repeatersem, bo na przykład robisz je co wtorek. W Leanpassion na przykład robimy co piątek od ósmej do dziewiątej. Planowanie na dwie godziny na interwały, plan pracy na trzy czwarte dnia, jedną czwartą zostaw sobie na wrzutki, na priorytety, na zadania pilne, a jak ich nie masz, to na bycie w Gemba. Repeatersy: w poniedziałek witaj zespół, przybij piątkę, zapytaj się, jak się pracowało w tym tygodniu, nie musisz od razu lecieć do super mega roboty. Co ciekawe, to ma tak duży wpływ na efektywność, nawet jak pół godziny zaczniecie później w poniedziałek, naprawdę, na zaangażowanie, na atmosferę. W piątki podsumuj tydzień z zespołem, spytaj się z czego są z siebie dumni, przeznacz jakiś dzień na rozwój dla siebie też, dialog mentor-uczeń. Zaplanuj sobie takie powtarzalne rzeczy na poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek dla Ciebie jako lidera. Zaraz podam też przykłady. Strangers to są nieregularne wzmocnienia, na przykład happiness week. Jeden tydzień w roku zróbcie taki eksperyment, że pracownik losuje drugiego pracownika i ma przez tydzień robić dla niego miłe rzeczy. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, to jest niesamowite. My robiliśmy kiedyś taką próbę przez jeden dzień i ludzie, którzy są skłóceni, mamy jakąś napiętą atmosferę, nagle zaczynamy budować takie fajne poczucie takiego compassion, takiego współczucia, takiej dobrej atmosfery, nie chcę nadużywać tutaj słowa miłość, nie jestem aż taki bardzo odjechany, ale to jest nieregularne wzmocnienie. Akcja charytatywna, na przykład mówisz, że za tydzień zbieramy pieniądze na coś albo idziemy do schroniska. Pizza day, wspólne gotowanie, dyżur liderski – powiedz, że w tym tygodniu albo w tym dniu chciałbyś, żeby Mariusz, Kasia, Agnieszka, Wiola była liderem za Ciebie, tylko daj im trochę czasu, żeby się przygotowali. Lean Action Workout to jest coś, czego ja się nauczyłem również w GE, to jest tydzień zmian, to jest takie nieregularne wzmocnienie. On jest świetny, jeżeli na przykład robicie proces doskonalenia i doskonalicie się everyday, po niemiecku mówi się na to Kaizen Blitz, czyli na tydzień zbierasz zespół, robicie niesamowite zmiany, robicie dużo i to jest taki super mega nieregularne wzmocnienie. Nie wiem, czy słyszeliście, ale Polacy to jest naród zrywów, czyli powiedz nam, że coś nie wyjdzie albo po prostu jest jakiś zaśpiew i idziemy, robimy rzeczy, dlatego to świetnie działa, Lean Action Workout. Wzajemne obserwacje w Gemba, na przykład robisz tak, że przez ten tydzień pracownicy wzajemnie się obserwują. Jest takie ćwiczenie dla zespołów zdalnych, że na przykład godzinę dziennie pracownicy nawzajem udostępniają sobie swój ekran i kiedy ktoś pracuje, inna osoba obserwuje i zapisuje, jakie są marnotrawstwa i dzielą się wiedzą. To może być bez Ciebie jako lidera. Zamiana stanowisk, czyli zamieniasz ludzi na tydzień czy na dzień. Nie chodzi o to, żebyście robili to wszystko, chodzi o to, żebyście stosowali nieregularne wzmocnienia, ale nie tak chamsko. Chodzi o to, żeby powiedzieć: „Słuchajcie, mam taki pomysł, żeby za miesiąc od dzisiaj zrobić sobie wspólne gotowanie”, „Słuchajcie, mam taki pomysł, żeby w przyszłym tygodniu Mariusz przez jeden dzień był liderem, a ja będę na miejscu Mariusza”. Czytanie książek, recenzja, refleksja i tak dalej. To, do czego Was bardzo serdecznie namawiam, to żebyście spróbowali usiąść, wzięli sobie kwartał, miesiąc, tydzień, żebyście spróbowali sobie rozpisać najpierw Runnersy. Następnie w wypisane Runnersy spróbujcie wpisać sobie Repeatersy, czyli to, co robicie w kolejne dni tygodnia, w kolejne dni miesiąca, to może być zamknięcie miesiąca, to może być business review, to może być podumowanie, to może być sesja jeden na jeden. Następnie Strangersy, na początku można zrobić coś raz w kwartale, na przykład, tak jak mówię, akcja charytatywna albo ten happiness week, co bardzo polecam. Czyli na przykład przez tydzień jedna osoba dla drugiej robi miłe rzeczy, przygotowuje śniadanie, przynosi jakąś fajną książkę do przeczytania. To działa tak niesamowicie, bo ludzie zaczynają się interesować, co dla tej drugiej osoby jest ważne, co ją interesuje. Jakkolwiek to brzmi, nie wierzcie mi na słowo, spróbujcie sobie, to może być happiness day, czyli jeden dzień. Także trzy typy aktywności lidera, Moi Drodzy, to jest Runners, Repeaters, Strangers. One wzmacniają te trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania. Jestem w Gemba, jestem empatyczny i przeprowadzam refleksję tak często, jak mogę to zrobić. Runner, to jest coś, co robisz codziennie, Repeater, to jest coś, co robisz w określone dni tygodnia i Stranger, to jest coś, co Ty planujesz, ale co jest zaskakujące dla Twojego zespołu, co ma dwa cele: wzmocnić zaangażowanie, wzmocnić entuzjazm, dać taki strzał endorfin, dopaminy, oksytocyny, serotoniny, można też o tych związkach chemicznych dość mocno poczytać. Ale druga zasada jest taka, że wyciągasz ludzi ze strefy komfortu, na przykład poproś ich, żeby zamienili się miejscami na przyszły tydzień. Mówisz: „W przyszłym tygodniu, Ty będziesz robić to, Ty będziesz robić to”, robimy sobie taki share best practices albo robimy sobie taką zamianę miejsc. To trzeba zrobić zdroworozsądkowo, bez pogorszenia wyników, po prostu się tym pobawcie. Jeśli macie wątpliwości co do Strangersów, to skupcie się na razie, żeby 100% Waszych liderów miało Runnersy, Repeatersy. Na koniec przykład takiego planowania z branży usługowej. Codziennie jest po prostu delegowanie zadań, jest bycie w Gemba przez godzinę, jest dobre słowo, docenianie. W poniedziałek: odprawa, boardmeeting, we wtorek: odprawa, boardmeeting, tak samo w środę, w czwartek, w piątek podsumowanie tygodnia. Czyli w tym zespole boardmeeting to jest codzienność, delegowanie zadań, to jest codzienność, rozmowa z zespołem, to jest codzienność, sprawdzanie, weryfikacja, czy plan pracy został zrobiony, to jest codzienność. Repeater. W poniedziałek: „Co u Was po weekendzie?”. We wtorek rozmowa mentor-uczeń, czyli wygląda to tak, że siadam sobie z jednym pracownikiem, obserwuję, jak pracuje i robię z nim taką sesję, dialog mentor-uczeń. Pytam go, jakie są cele, jakie są problemy. W środę identyfikacja marnotrawstw, spędzenie trochę czasu w Gemba, obserwacja i zrobienie eksperymentu PDCA. W czwartek mierzenie czasów na procesach, mierzenie czasu cyklu. W czwartek dodatkowo lider przynosi słodkości dla zespołu. To pracownicy akurat wymyślili, piecze ciasto, kupuje pączki. W piątek, tak jak powiedziałem, życzenie miłego weekendu, aktualizacja matrycy kompetencji w tym przypadku i badanie zadowolenia z tygodnia pracy oraz „Jak Wam się w tym tygodniu pracowało?”. Dodatkowo są napisane takie słowa: dostrzeganie, docenianie pracowników, uśmiech, wspólne wyjścia integracyjne, punktualność, tak jak powiedziałem, bycie osobą empatyczną, czyli to jest sposób na to, jakim jesteś liderem. Inny przykład – Repeaters z branży produkcyjnej: W poniedziałek obserwacja procesu, mapowanie, jak ten proces wygląda. We wtorek Interruption Analysis, to jest taka analiza, gdzie idziesz do Gemba i zapisujesz kreski, za każdym razem stawiasz kreski, kiedy wydaje Ci się, że widziałeś problem. W środę analiza dziewięciu marnotrawstw. W czwartek eksperymenty, dialog mentor-uczeń, w piątek lessons learned. Oczywiście dodatkowo Runnersy, czyli jak te interwały co dwie godziny. Jeszcze jedna taka rada, bo zapomniałem, co dwie godziny róbcie sobie jako liderzy piętnaście minut przerwy, czyli godzina czterdzieści pięć pracujesz i robisz sobie przerwę na piętnaście minut, idź na spacer, posłuchaj muzyki, nie pracuj. To zwiększy Twoją efektywność pracy, koncentrację dwukrotnie. Ja to stosuję na sobie i super mega to działa. Po prostu jesteś mega skoncentrowany, ponoć nikt z nas nie potrafi pracować osiem godzin bez przerwy. Książki, które polecam na koniec, Drodzy CEO, The Code of the Extraordinary Mind, świetna książka, jestem pod jej ogromnym wrażeniem, skończyłem ją miesiąc temu, stosuję to na co dzień. Druga rzecz, spodziewajcie się niedługo odcinka specjalnego z Łukaszem Kruczkiem, który nagraliśmy podczas sesji live, Zespołowe zarządzanie zespołem. Zobaczycie, co znaczy dla Łukasza akronim słowa Team i zobaczycie, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie. Także bardzo serdecznie, Moi Drodzy, Was zapraszam. Ten odcinek: Runners, Reapeaters, Strangers. Spróbujcie rozpisać to dla siebie, Drodzy CEO-osi, i zastosujcie tę metodę nieimprowizowanego zarządzania zespołem na każdym szczeblu organizacji w swojej firmie. To, co możecie zrobić na sam początek, to dajcie czystą kartkę papieru każdemu brygadziście, każdemu kierownikowi, szefowi zmiany i poproście, żeby wypisali, co mają robić codziennie. Powiedzcie, żeby rozpisali to na interwały dwugodzinne, co mogą robić w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek. Tu możecie podpowiedzieć to, czego się dzisiaj dowiedzieliście. Przeczytajcie sobie książkę Skuszeni, żebyście zobaczyli, na czym polega nieregularne wzmocnienie. Podałem Wam dzisiaj, kilka przykładów: akcje charytatywne, happiness week, zamiana stanowisk pracy, jeden dzień w roli lidera, wspólne gotowanie, pizza day i tak dalej. Dziękuję Wam bardzo za dzisiejszy odcinek. Przypominam tylko, że ciągle trwa rekrutacja, w tej chwili jesteśmy w early birdzie – czyli cena to na Lean Black Belt®, trzecią edycję, w której będzie właśnie Łukasz Kruczek, Vital Heynen, moja skromna osoba i Klaus Petersen, mój mentor. Dziesięciomiesięczny program rozwojowy, gdzie wychowujemy elitę osób, które rozumieją 5 kroków Strategii Lean i potrafią stosować je w praktyce. Do zobaczenia za tydzień. Cześć, Kochani, pa!
Wyraz szacunku zapisujemy przez literę u. Inne przykłady błędnej pisowni: szacónkó, szacunkó. Przykłady poprawnej pisowni: Stara się rozwijać wartości oparte na szacunku, integracji społecznej i wolności. Zgodnie z chińskim zwyczajem starszy nigdy nie powinien okazywać szacunku komuś młodszemu.
Czy chcielibyście, aby afirmacje (lub aformacje), które stosujecie były skuteczne?Czy chcecie, aby wizualizacje, oprócz kilku miłych chwil, przynosiły także konkretne, pozytywne rezultaty?Czy pragniecie, by nareszcie coś w Waszym życiu drgnęło i ruszyło w upragnionym kierunku? Mam dla Was dobrą wiadomość! Można tego dokonać! Czy wielokrotnie próbowaliście, bez wyraźnych rezultatów, zastosować różne metody poprawy jakości Waszego życia? Czyż nie przeczytaliście kliku (lub wielu) książek i artykułów, opisujących różne cudowne (i gwarantowane) metody …, np.: - siedem sposobów na … - pięć kroków do … - trzy metody … - tajemnica … ? Ja też wiele tego przeczytałem i … nieco napisałem. Ze sterty komercyjnej (choć darmowej) sieczki, czasami udawało mi się nawet wyłowić coś bardzo wartościowego. Kupiłem też kilka niezłych książek i materiałów Audio/Video zza oceanu i subskrybowałem newsletter-y kilku znaczących postaci ze świata self-help. Te ostatnie spowodowały, że moja skrzynka mailowa tak szybko zapełniała się kolejnymi „rewelacyjnymi” ofertami, że nie byłem już w stanie oddzielać ziarna od plew. Musiałem wyłączyć większość subskrypcji. Nie twierdzę, że Ci wszyscy spece nie znają się na rzeczy. Jestem też przekonany o ich dobrych intencjach – chcą pomagać, lubią i potrafią to robić. Tyle, że – zgodnie z duchem epoki, która na szczęście powoli się kończy (wznosząc ku nam swój łabędzi śpiew) – za swoją wiedzę każą sobie słono płacić. Żeby wszystko było jasne, nie potępiam nikogo. Przy okazji zobaczyłem przynajmniej, jak fantastycznie współpracuje ze sobą spora grupa największych amerykańskich guru od osiągania sukcesów. Stosują skoordynowane (choć nie idealnie), zespołowe działania marketingowe, wymieniając się specjalnymi ofertami, a czasami wspólnie tworzą unikatowe materiały. Rodzimi naśladowcy, jeszcze nie nauczyli się takiej współpracy – każdy sobie rzepkę skrobie. Muszę niestety przyznać, że często „wartość estetyczna opakowania” bywała większa, niż merytoryczna wartość jego zawartości. Takie czasy. Spece od marketingu wznieśli się na wyżyny swojej „podstępnej” sztuki i potrafią wcisnąć większości ludzi dowolny produkt, niezależnie od jego wartości i przydatności. Pośród całej masy materiałów, które przeczytałem, obejrzałem i przesłuchałem, trafiły się bardzo cenne informacje i rady, które warto przemyśleć, stosować i upowszechniać. Po tym przydługim wstępie, przejdę wreszcie do meritum. Naukowcy szacują, że przez nasz mózg przebiega od 60 do 100 tysięcy myśli, każdego dnia! Niektórzy, twierdzą, że jest ich znacznie więcej. Załóżmy jednak, dla uproszczenia, że jest tych myśli 100 tysięcy. Każda z tych myśli wysyła do Wszechświata konkretny sygnał. Wypadkowa tych wszystkich sygnałów jest Tobie, droga Czytelniczko lub Czytelniku, odsyłana w postaci zmaterializowanego życia (zdarzeń, sukcesów, porażek, chorób, przyjaciół, miłości, nienawiści, podróży, przygód, pogody, pecha lub szczęścia, itd.). A teraz odpowiedz sobie szczerze na następujące pytanie: Czy uważasz, że jeśli pół procenta tych wszystkich myśli skierujesz (np. poprzez afirmacje, wizualizacje i inne techniki) w stronę tego, czego pragniesz, to możesz rzeczywiście to otrzymać? A jeśli skierujesz w stronę Twoich marzeń jeden procent Twoich codziennych myśli? Pomogę Ci: Marne są Twoje szanse, jeśli pozostałą część z tych stu tysięcy myśli, nadal stanowić będą rozmyślania o chorobach, strach przed biedą lub zdradą, rozpamiętywanie niespełnionej miłości i tysiące innych podobnych „trujących” błysków Twojego, puszczonego samopas intelektu. Dysponujesz ogromną mocą – mocą realizacji tego, o czym cały czas myślisz! Afirmacje, to nie tylko słowa, które wypowiadasz w chwili relaksacji. Pamiętaj, że afirmujesz całym życiem: każdą myślą, każdym działaniem i każdym uczuciem! Wszystko, co wysyłasz, zostaje Ci zwrócone w postaci Twojego życia. Co należy zrobić? To proste: zapanować nad swoimi rozbieganymi myślami, słowami i czynami. Jak to zrobić: 1. Nie oglądaj kolejnego odcinka durnego, tasiemcowego serialu, którego bohaterowie nie robią nic innego, jak tylko walczą z trudnościami, lub (co gorsza) snują intrygi. Zamiast tego idź na spacer i popatrz na Słońce lub gwiazdy, przeczytaj coś budującego lub obejrzyj komedię. 2. Nigdy się nie wściekaj i nie złorzecz komuś, kto zrobił Ci przykrość lub świństwo. Zamiast tego pomyśl o tym, że chciałbyś, aby drogi Twoje i tej osoby nigdy się już nie przecinały. Życz jemu/jej dojrzałości i mądrości. Nie mścij się! 3. Nie rozpamiętuj swoich błędów, ale ucz się na nich. Powiedz sobie: „nie muszę tego ponownie doświadczać, bo już wiem jak to jest; nigdy już tego nie zrobię, bo jestem teraz mądrzejszym i lepszym człowiekiem”. 4. Zamiast tracić czas na szkodliwe myśli, pomyśl trochę więcej o Twoich marzeniach. Wyobrażaj sobie często jak ma wyglądać Twój upragniony dom i ogródek. Spaceruj po nich w myślach i projektuj. Podobnie projektuj inne rzeczy i wydarzenia, których chcesz doświadczyć. 5. Nigdy nie zastanawiaj się jak osiągniesz Twój cel. Wyobrażaj sobie ze szczegółami końcowy rezultat, ale nigdy drogę do niego. Jednocześnie przyglądaj się życzliwie ludziom wokół Ciebie, przyrodzie i swoim myślom. W pewnym momencie poczujesz impuls – pojawi się pomysł, osoba, wydarzenie, przeczucie lub inna inspiracja, aby coś zrobić (zadziałać). Wtedy działaj, najlepiej jak potrafisz, z ufnością i pewnością wygranej. 6. Nigdy nie próbuj się „dorobić” (osiągnąć Twój cel) kosztem krzywdy innych ludzi. Nie możesz wykorzystywać cudzej naiwności, niewiedzy lub nieświadomości. Cwaniactwo nie zapewni Ci harmonijnego i stałego poczucia szczęścia. Co najwyżej krótkotrwałą radość z jakiegoś wątpliwego sukcesu. 7. Zachwycaj się tym, co masz i dziękuj za to Opatrzności. Popatrz na twoje zręczne palce i pomyśl o tym jak doskonale są zbudowane. Pomyśl o ludziach, których kochasz i o tym, co im zawdzięczasz. Doceń fakt, że z kranu leci ciepła i zimna woda – wielu ludzi tego nie ma. Bądź świadom wszystkich dobrych „rzeczy” w Twoim życiu, bo tylko wówczas otrzymasz ich więcej. 8. Nie oceniaj innych – nie jesteś „nimi”, więc nie możesz być pewien, co byś zrobił na ich miejscu (mając ich doświadczenia, otoczenie, wzorce itp.). Spoglądaj raczej na siebie i myśl o tym, co możesz poprawić. Krótko mówiąc: Wyrywaj głupie, bezużyteczne i złe myśli jak chwasty i zastępuj je zadbanymi i wypielęgnowanymi, czystymi i pięknymi myślami, pełnymi życzliwości wobec siebie i innych. Wówczas, wszystkie metody zadziałają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

1 procent (z łaciny „per centum” – „na sto”) definiowany jest jako 0,01. Sam symbol procenta „%” wziął się od kreski ułamkowej i dwóch zer w mianowniku ułamka. Oznacza to, że 1% liczby (1% * x) to 0,01 jej wartości (0,01x). Zależy to od rozpatrywanego zagadnienia. Ładując baterię w telefonie, nie można jej

Jessica Chastain to jedna z najbardziej znanych i cenionych aktorek w Hollywood. Na ekranach polskich kin od 14 stycznia można oglądać najnowszy film z jej udziałem - "355". W rozmowie z Wirtualną Polską aktorka przyznała że widzi produkcję jako metaforę tego, z czym dzisiaj się mierzymy, czyli Zaborski: Zacznijmy od tytułu. O co chodzi z numerem 355?Jessica Chastain: Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych w XVIII wieku na usługach George’a Washingtona (pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych – przyp. red.) działała agentka specjalna ukrywająca się pod pseudonimem 355. Jej personalia są nieznane do dziś. We wszystkich dokumentach, jakie zachowały się z tamtych czasów, figuruje jako 355. Wiemy, że jej misja polegała na wydobywaniu poufnych informacji ze strony wroga. Wywiązała się z niej kusiło cię, żeby to jej poświęcić film?Wolałam złożyć jej hołd poprzez pokazanie agentek we współczesnym świecie. 355 to jedna z wielu kobiet, które odegrały dużą rolę w historii, ale ta o niej zapomniała. Tytułując film w ten sposób, oddaję jej cześć. Użycie tego kodu to także gest szacunku dla wszystkich kobiet, które zajmują się szpiegostwem. Popkultura sprawiła, że ten zawód wciąż utożsamiamy z mężczyznami. Brakuje nam świadomości, jak wiele kobiet działa na tym obszarze. Przygotowując się do roli, miałam okazję wejść w temat głębiej i wiem, że myślenie, że to męski zawód, jest stereotypowe i nieprawdziwe. Pamiętam, kiedy usłyszałam po raz pierwszy historię 355. Opowiedziała mi o niej kobieta, która sama jest szpiegiem - rozmawiałam z nią na potrzeby naszego filmu. Byłam niesamowicie wzruszona jej opowieścią, a jednocześnie czułam złość, że nie uczy się o 355 w szkołach, że pozwala się nam o niej waszym filmie szpiegostwem trudnią się wyłącznie kobiety. Każda z nich reprezentuje inny kraj, więc grają na siebie, dopóki nie odkryją, że takie działanie niekoniecznie prowadzi je we właściwym nasz film jako głos sprzeciwu przeciwko nacjonalizmowi, który w ostatnim czasie niebezpiecznie o sobie przypomina. Nasze bohaterki muszą sobie uświadomić, że jedyną szansą na osiągnięcie celu jest dla nich wzajemne wsparcie i współpraca. Uważam, że nasz film stał się świetną metaforą tego, z czym dzisiaj się mierzymy, czyli pandemii. Im bardziej jako społeczeństwo łączymy siły i współgramy ze sobą, tym większy opór stawiamy koronawirusowi. Chciałabym, żeby "355" przypomniał ludziom, że problem najłatwiej rozwiązać jest wtedy, kiedy się jednoczymy, a nie dzielimy. To wtedy jesteśmy nie tylko aktorką, ale też producentką "355". Z tego co wiem, odpowiadałaś za casting produkcji. W rolach agentek obsadziłaś Diane Kruger, Lupitę Nyong’o i Fan Bingbing. A pomiędzy nie włożyłaś jeszcze Penélope Cruz. Trudno o bardziej zróżnicowaną etnicznie zaczęłam produkować filmy, zawsze nadzoruję proces obsadzania ról. Chcę dawać pracę ludziom utalentowanym i pracowitym, którzy wniosą na plan swoje doświadczenia, emocje i kulturę, dzięki czemu jak najszersza liczba widzów będzie mogła się z nimi zidentyfikować i rozpoznać w nich. Zróżnicowana etniczność to jedna sprawa, na której mi zależało. Cieszę się, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni, którzy u nas zagrali, mają tak różnorodne pochodzenie. Chciałam jednak pójść o krok dalej i zrobić film, który da szansę aktorom wykluczanym w Hollywood. Dlatego jestem bardzo dumna, że mamy w obsadzie Emilio Insolerę, głuchego aktora, który na ekranie jest po prostu filmu "355". Od lewej: Penélope Cruz, Jessica Chastain, Diane Kruger i Lupita Nyong’oŹródło: fot. mat. właściwie narodził się pomysł na ten film?W 2017 r. byłam częścią jury na festiwalu filmowym w Cannes. Obejrzałam wtedy mnóstwo filmów, ale niewiele z nich opowiadało o kobietach i ledwie kilka z nich wyreżyserowały kobiety. Bardzo mnie to zasmuciło, a to, jak postaci kobiece były w niektórych pokazane, nawet rozzłościło. Byłam zawiedziona, że na największej imprezie filmowej świata tak się to prezentuje. Zwłaszcza, że w Cannes nie da się wyjść poza ten świat kina. Gdzie się człowiek nie ruszy, tam widzi plakaty filmowe. Tylko, że wtedy to były plakaty reklamujące dzieła mężczyzn. Swoimi emocjami podzieliłam się z moim agentem, który powiedział mi, że może sama powinnam coś w tej sprawie zrobiłaś - film, który jest esencją terminu "siła kobiet".Kiedy zaczęłam myśleć o takim projekcie, wiedziałam tylko, że chcę złożyć hołd kobietom, wynagrodzić im te wszystkie lata, kiedy pozostawały w cieniu mężczyzn. Zależało mi, żeby to była produkcja, która doceni kobiecy intelekt, spryt i nieugiętość oraz podkreśli ich najlepsze cechy. Wiedziałam jednak, że na taki film nikt nie będzie chciał wyłożyć kasy. A nawet jeśli znajdzie się producent, który będzie chciał w to wejść, to będziemy musiały się mu ze wszystkiego spowiadać i wprowadzać zmiany, których on zażąda. Dlatego już na tak wczesnym etapie podjęłam decyzję, że to będzie film, na który sama zbiorę fundusze. Właśnie po to, żeby mieć do niego pełne że nie, chociaż wszyscy ludzie, do których się odezwałam z propozycją wzięcia udziału w projekcie, godzili się na to. Dostałam ogromne wsparcie i wiele słów otuchy, co nie zmienia faktu, że zajęło mi trochę czasu skompletowanie budżetu. Kiedy w końcu stanęłam na planie obok Diane, Lupity, Fan, Penélope i całej reszty wspaniałej obsady, nie mogłam uwierzyć, jak daleko z tym wszystkim zaszłyśmy. Dopiero z dzisiejszej perspektywy widzę, że decyzja, by się uniezależnić od ludzi nadzorujących nasz projekt, była aktem politycznym. Wykonałyśmy posunięcie, które było ryzykowne, ale przyniosło dobre skutki. Mam nadzieję, że inne kobiety będą się nami inspirować i walczyć o swoje filmy w takim kształcie, w jakim chciałyby, żeby one były. Kadr z filmu "Wróg numer jeden", za który Chastain była nominowana do OscaraŹródło: fot. mat. kobietami pracuje się inaczej niż z mężczyznami?Jestem na takim etapie w swoim życiu, że staram się nie zwracać uwagi na czyjąś płeć. Uczę się, żeby patrzeć na drugą osobę po prostu jako na człowieka, na jego charakter i sposób bycia, który będę oceniać tak samo surowo niezależnie od jego pochodzenia, narodowości, etniczności, rasy, płci, religii czy seksualności, bo to tylko cechy, a nie definicje danej osoby. Definiowanie kogoś przez płeć uważam za bardzo groźne, bo w ten sposób zaciera się granice indywidualizmu. Zdania typu: "Ona taka jest, bo kobiety takie są" doskonale to pokazuje. Odmawiamy komuś prawa do indywidualności, osobności i osobowości, wkładając go w jakąś ramę. Nie uważam, że cechy biologiczne determinują to, jacy jesteśmy. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest kobietą czy mężczyzną, jeśli źle się zachowuje. To kwestia wychowania, a nie płci. Dlatego nie mam preferencji co do osób, którymi się otaczam - ważny jest dla mnie jedynie klimat, który wprowadzają, energia, którą mają, i stopień zaangażowania w projekt, w jaki z nimi w "355" wszyscy zaangażowali się niezwykle mocno i poświęcili mnóstwo czasu na prawda. Ściągnęłam dziewczyny aż na miesiąc przed wejściem na plan po to, byśmy mogły opracować choreografie walk. Diane, Lupita, Fan i Penélope nie chciały korzystać za każdym razem z dublera, tylko bić się własnymi rękami. Ja oczywiście chciałam tego samego! Miałyśmy dublerów jedynie w bardzo ryzykownych scenach kaskaderskich, całą resztę zrobiłyśmy same. Muszę ci się pochwalić, że scenę, w której moja bohaterka skacze z dachu na dach, też nakręciłam sama! Co to były za emocje i adrenalina! Na początku czułam się niepewnie wobec Diane, z którą mam najwięcej konfliktów na ekranie. Szybko jednak okazało się, że jej też zależy, byśmy biły się same ze sobą, a nie nasze dublerki. Nauczyłyśmy się całej walki, nie potrzebowałyśmy nikogo, kto by nas zastąpił w jakimś układzie. Byłam pod ogromnym wrażeniem, bo Diane weszła na plan niedługo po urodzeniu dziecka, a w ogóle nie było tego po niej widać. Była sprawna fizycznie, miała mnóstwo energii i widziałam w jej oczach, że chce skopać mi tyłek! (śmiech)Chastain sama wykonała większość swoich scen akcji w "355"Źródło: fot. mat. uwierzę, że to wszystko udało wam się bez poturbowań i kilka wypadków, ale niegroźnych. To norma na planach filmowych. Ja zrobiłam sobie krzywdę, kiedy upadłam na marmurową podłogę. Miałam się na nią przewrócić, ale zrobiłam to tak niefartownie, że wyrżnęłam o posadzkę głową. Ludzie, którzy to widzieli, byli przerażeni! Wszyscy zamarli. Tylko kaskaderka, która była najbliżej, podbiegła do mnie z miną, z której można było wyczytać, że stało się coś strasznego. Ona jest Francuzką, mówi bardzo dobrze po angielsku, ale w tym stresie zrobiła chyba jakąś kalkę językową z francuskiego, bo gdy była już przy mnie, zaczęła krzyczeć: "Musimy wstawić to do środka! Musimy wstawić to do środka!". Byłam przekonana, że mam złamaną kość, ale nie czułam bólu, więc coś mi się nie zgadzało. Okazało się, że jej chodzi po prostu o to, żeby zatamować strużkę krwi, która leciała mi z głowy. Napędziła nam chyba większego stracha niż mój upadek! (śmiech)Agentki służb specjalnych muszą cały czas kogoś udawać. W filmie pokazujecie, jak przybierają różne twarz i manipulują otoczeniem. Nie uważasz, że zawód aktorki jest podobny?Jest jedna zasadnicza różnica - praca aktorki nie jest sprawą życia i śmierci, nikt nie zginie, jeśli zawalę na planie. Moje pomyłki nie mają tak poważnych reperkusji, jak pomyłki agentek, od których zależy powodzenie wielu spraw. Nie wyobrażam sobie, że można wykonywać pracę, w której wszystko ma tak wysoką wagę. Nie wytrzymałabym takiego ciśnienia. Ale rzeczywiście jest coś, co łączy te fachy - konieczność rozgryzania drugiego człowieka. Kiedy dostaję scenariusz, traktuję go jak zagadkę, którą trzeba rozwiązać. Jestem takim szpiegiem, który musi się przegryźć przez kolejne warstwy tego, kim jest moja postać i co reżyser starał się za jej pomocą wyrazić. Jeśli moje przypuszczenia okażą się błędne, to zawsze mogę zrobić dubla. Szpiedzy nie mają opcji drugiej szansy. Pamiętam, że miałyśmy na planie bardzo ciekawą rozmowę z Diane Kruger na ten czym konkretnie rozmawiałyście?O tym, że kobiety mimowolnie wykorzystują pewne techniki manipulacyjne. Same tak zresztą robimy. Dyskutowałyśmy na temat planu, na którym są głównie aktorki. Ich nie da się podejść ani oszukać. Nie wystarczy się ładnie ubrać, zaśmiać, zatrzepotać rzęsami. Nie przyniesie to żadnego efektu, chociaż na facetów te numery czasami nadal działają. Kiedy gra się w otoczeniu kobiet, trzeba się zdobyć na szczerość. Więc z jednej strony praca u boku kobiet daje większe wsparcie i wyrozumiałość, a z drugiej - nakłada większe zobowiązania. Wcale nie jest tak, że na planie "355" któraś z nas mogła odpuścić. Przeciwnie - widząc zaangażowanie innych i mając świadomość, że nie da się reszty podejść ani oszukać, trzeba było działać na sto procent. I - możesz mi wierzyć - tak zrobiłyśmy.

Na znak tej radości, w dowód najwyższego szacunku, w podzięce za to, że zainicjowane jeszcze przez Jana Pawła II Światowe Dni Młodzieży mogły zagościć w jego ukochanym Krakowie. As a token of our joy, a proof of our highest respect , in gratitude for the fact that the World Youth Day, initiated by John Paul II, could be hosted by

Moim dzisiejszym gościem jest Maciej Podgórski, fotograf oraz założyciel i strateg magazyn Kraft. KRAFT to wciąż nowość na rynku wydawniczym, magazyn o designie i polskim rękodziele, stworzony właśnie przez Maćka Podgórskiego i Malikę Ledeman, których miałam przyjemność poznać w zeszłym roku, zanim KRAFT trafił na półki sklepowe i pochwalę się, że moje dwa artykuły trafiły do drukowanych wydań magazynu plus dwa mniejsze felietony znajdziecie na ich stronie. Stąd jest to projekt bardzo bliski mojemu sercu. W dzisiejszym odcinku poznajemy historię powstania KRAFTU, mówimy o tym dlaczego warto zgłębiać temat świadomego podejścia do zakupów i przedmiotów. Pytam Maćka o to, gdzie w 21 wieku jest miejsce dla mediów drukowanych oraz jaką przewagę nad multimediami mają treści analogowe, bo zgadzamy się co do tego, że w świecie zabiegania i zgiełku informacyjnego niezbędne jest szukanie wyciszenia i uważności. Porozmawiamy też o tym jak ważne jest opowiadanie historii o rzemieślnikach i wspieranie lokalnych twórców oraz jak odnaleźć autentyczność w dobie reklam i greenwashingu. Obejrzyj na YouTube: Strona KRAFT: Maciej Podgórski na Instagramie: Zamów wybrany numer lub prenumeratę: Moje artykuły: Transkrypcja: Odcinek 78 Karolina: Maciek, bardzo się cieszę, że udało się nam spotkać na nagranie. Zacznę od tego, że siedzisz w branży prasowej. W ogóle nie wiem czy jest to dobre stwierdzenie. Zastanawiałam się czy istnieje coś takiego jak branża prasowa? Dobrze to ujęłam? Może bardziej wydawnicza? Maciek: Też się cieszę, że się dzisiaj spotkaliśmy. Miło mi, że zostałem zaproszony. Można powiedzieć, że jest coś takiego jak branża prasowa. To jakby część branży związanej z mediami, natomiast prasa jest jej wycinkiem, więc myślę, że branża prasowa to dobre określenie. Siedzę w tym, ale nie chcę się zamykać tylko na prasę. Karolina: Zostańmy na chwilę przy prasie, bo ostatnio dużo się mówi, że media drukowane, media papierowe powoli odchodzą do lamusa. Ludzie jednak przestają czytać i wolą kupować multimedialne wersje magazynów, książek lub czytają rzeczy w internecie. Czy z Twojej perspektywy, z Twojego doświadczenia rzeczywiście ten rynek ginie? Maciek: Na pewno jest tak, że ten rynek w jakimś stopniu się kurczy dlatego, że internet go zwyczajnie wypiera i nie ma co z tym dyskutować, bo są to fakty. Pewne jest to, że istnieje pewien rodzaj prasy czy mediów drukowanych, które nie giną, a nawet powiedziałbym, że rosną i są to niszowe media. To, co jest istotne to eksperckość rzeczy, tekstu czy kontentu, który się pojawia w tych mediach drukowanych. Nie chciałbym rzucać nazw konkretnych wydawnictw, natomiast mieliśmy ostatnio w Polsce sytuację, gdzie dwa magazyny się zamknęły czy są w trakcie zamknięcia i wynika to z prostej przyczyny. Kontent, który był dostępny w tych magazynach czy w tej prasie był to kontent, który jest dostępny za darmo w internecie. W związku z tym, dlaczego mamy płacić za prasę? Karolina: Dostępny przez wydawnictwo? Maciek: Nie, po prostu nie są to treści eksperckie. Są to treści dostępne na wielu witrynach, na wielu portalach medialnych: Wirtualnych Polskach, Onetach, Pudelkach, więc tego typu magazyny mają dziś małą szansę na to, żeby zaistnieć i przetrwać. Korzystamy z telefonów, z tabletów, gdzie mamy olbrzymi dostęp do różnego rodzaju mediów i wydaje mi się, że tego typu prasa traci na znaczeniu. Jest też obszar prasy i mediów drukowanych, który niesie za sobą eksperckość i unikatowość swojej treści, który nie zostanie wyparty. Tym bardziej, jeżeli są to media, które mają treści cięższej wagi. Widzimy, że ludzie po pracy nie chcą spędzać zbyt dużo czasu przed ekranem i uciekają do mediów analogowych, czyli powiedzmy drukowanych. Jeżeli mamy ciężki tekst, który waży czterdzieści czy trzydzieści tysięcy znaków, to kiedy widzimy w internecie, że jest do przewijania, do scrollowania przez długi czas, to nie jesteśmy super chętni, żeby go czytać. Rola mediów drukowanych jest mniejsza, niż miało to miejsce w przeszłości, ale wydaje mi się, że nie umrze i nie zginie. Dlatego powstał 'Kraft’. Karolina: Wrócimy jeszcze do 'Kraftu’. Ciężko jest nam czytać na telefonie coś, co jest długie. Mówi się też, że ludzie co raz mniej czytają blogi. Moim zdaniem fajnie się to łączy, bo ja obserwując siebie rzadko czytam jakieś długie teksty w internecie, ale gdy mam magazyn lub książkę, to absolutnie mi to nie przeszkadza. Moim zdaniem przyzwyczailiśmy się, że te treści są bardzo mocno instant, czytamy na telefonie krótką notatkę, krótki wpis i nie chce się nam przyjmować dłuższych treści. Maciek: To jest tak, że dziś jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby w internecie nie tracić czasu na długie treści. Bardzo często dlatego, że jesteśmy w pracy przez osiem godzin i powiedzmy, że jesteśmy w stanie znaleźć chwilę czasu, żeby sobie coś przescrollować na telefonie albo szybko wejść na jakieś media społecznościowe z poziomu komputera i przelecieć sobie przez dwie minuty, ale za chwilę musimy zabrać się za naszą pracę, więc nie mamy czasu na to, żeby czytać te treści. Nasz mózg jest przyzwyczajony do tego, żeby ułatwiać sobie dawkę wiedzy, którą będzie dla nas tekst, ale też zdjęcie z krótkim opisem. Wydaje mi się, że dlatego Instagram mocno wypiera teraz Facebooka, bo jest to łatwiejsza dawka dla naszego mózgu i jesteśmy w stanie dostać większy wycinek informacji scrollując kilka zdjęć z opisami, niż przeglądając Facebooka, gdzie mamy podlinkowane jakieś artykuły czy dłuższe wypowiedzi. Wydaje mi się, że dlatego blogi w wersjach internetowych są mniej czytane. Mamy jeszcze podcasty, do których dostęp jest darmowy. Mamy takie czasy, gdzie wszyscy się spieszą. Jeżeli mamy możliwość ułatwienia sobie otrzymywania informacji i założenia słuchawek w drodze do pracy i włączenia podcastu, w tramwaju, w samochodzie czy idąc na pieszo versus patrzenie w ekran i czytanie bloga, to wydaje mi się, że wybierzemy podcast. Dlatego jest taka fala wznosząca dla podcastów, a blogi idą w dół. Karolina: Interesującą kwestią jest to jak zmieniają się media społecznościowe. W kontekście filmów na Youtube wydaje mi się, że jednak lepiej oglądają się krótkie i dynamiczne treści. Kiedy prawie dwa lata temu wpadłam na ten pomysł i zakładałam podcast, to wiele osób mówiło: kto będzie Cię słuchał przez godzinę? To jest mega długie, a ludzie najchętniej oglądają czteroipółminutowe filmy. Ale to jest już inne medium i służy nam w inny sposób, bo Youtube jest trochę jak Instagram, a podcast jak artykuł w magazynie. Zgodziłbyś się z tym porównaniem? Maciek: Na pewno na wszystko jest miejsce. Na Youtube masz miejsce na filmiki ośmiominutowe i masz miejsce na filmiki godzinne, ale też na dłuższe treści. Jest taka grupa użytkowników, która puszcza sobie wieczorem ośmiominutowy kontent i chce się wyluzować czy posłuchać czegoś lżejszego, a jest grupa docelowa, która chce czegoś dokumentalnego, co da im zastrzyk wiedzy. Wiadomo, że w osiem minut ciężko jest rozwinąć dany temat na tyle mocno, żeby komuś dostarczyć dużą dawkę wiedzy, natomiast przez godzinę jest na to czas czy to przez podcast czy zrobienie vloga na dany temat. Wydaje mi się, że podobnie jest z tematem tekstów i prasy. Jest miejsce na to, żeby były krótsze treści, które wrzucamy na stronę www i osoby, które szukają mniejszych treści mogą je sobie znaleźć. Jeżeli chodzi o dłuższą treść, to tylko analogowo, żebyśmy mogli sobie zacząć i łatwo do tego wrócić. W internecie często jest tak, że zaczynamy coś czytać i za chwilę ktoś odwróci naszą uwagę i już do tego nie wracamy. Skaczemy po stronach internetowych, skaczemy po kanałach i często nie wracamy do tego, co zaczynamy czytać, a okazuje się to za długie, żeby skończyć w danym momencie. Karolina: I wtedy odpowiedzią może być czasopismo, magazyn. Powiedziałeś, że teraz lepiej jest iść w treści eksperckie i to jest to, czego szuka współczesny czytelnik i co może pomóc mediom drukowanym przebić się w obliczu tego zalewu informacjami z zewsząd na różnych platformach. Jeżeli wejdziesz teraz do kiosku czy do księgarni, to tych magazynów jest mnóstwo. Czy rzeczywiście nadal są nisze w sytuacji, w której wydaje się, że jest gazeta na każdy temat? Gdzie znaleźliście Wasze miejsce w tym świecie prasy? Maciek: Z nami było trochę tak, że nie był to pomysł na biznes, że stwierdzamy, że jest teraz nisza, w którą trzeba wejść, bo jest to dobry interes. Założyliśmy wydawnictwo, bo nie mieliśmy co czytać i stąd zrodził się pomysł, żeby wejść w taki tytuł jak 'Kraft’. Jest dosyć specyficznym, niszowym magazynem, ale tak jak mówisz, dzisiaj jest miejsce na wszystko. W salonie z kolportażem jest dzisiaj masa magazynów: od technicznych, po hobbistyczne o gotowaniu czy szydełkowaniu. Na wszystko jest miejsce, wszystko się sprzedaje i ma swoją niszę. Jeżeli chodzi o nas i nasz pomysł, to wynikało z naszej potrzeby, bo nie mieliśmy czego czytać. Kiedyś byłem fanem takiego magazynu 'Mailman’, który po prostu miał bardzo fajne treści dla facetów, ale nie tylko. Był po prostu bardzo dobrze dziennikarsko przygotowany. W Polsce naprawdę brakowało mi takiego magazynu, który by się dobrze czytał i miał dużo treści, że jak wsiadam w pociąg, to przeczytam go w jedną stronę i dalej będę go czytał w drugą stronę i te treści mnie nie zanudzą. To był taki bodziec, żeby w ogóle zacząć myśleć o czymś własnym. Karolina: Teraz zapytam tam trochę pod włos, bo wiem, że pracowałeś w branży prasowej i z tego, co wiem, to przez wiele lat byłeś redaktorem naczelnym. Dobrze pamiętam? Ile to było lat? Maciek: Łącznie ponad pięć. Byłem redaktorem naczelnym trzech magazynów, które stworzyłem praktycznie od zera i tak zaczęła się moja przygoda z wydawnictwami. Trafiłem do branży medialnej zupełnie z przypadku, bo moim backgroundem jest branża sprzedażowa i zarządzanie sprzedażą. Trafiłem do wydawnictwa i okazało się, że media drukowane są mi bardzo bliskie i jest to coś, co dalej chciałbym robić w swojej karierze. Akurat okazało się, że mam też smykałkę do tworzenia nowych mediów, więc te pierwsze magazyny stworzyłem dla wydawcy, dla którego w tym momencie pracowałem. Stwierdziłem, że kolejny, który będę zakładał chciałbym założyć pod własnym wydawnictwem. Tak też zrobiliśmy razem z Maliką, która ze mną pracowała przy dawnych projektach. Karolina: Pracowałeś na wysokim stanowisku, więc zakładam, że masz dużą autonomię jeżeli chodzi o to jak powstaje ten magazyn, ale z jakiegoś powodu czegoś musiało brakować tym projektom, a teraz wnioskujesz, że one nie były Twoje jeżeli chodzi o samą genezę. Maciek: To było zupełnie co innego dlatego, że wydawnictwo, dla którego pracowałem tworzyło głównie, powiedzmy w dziewięćdziesięciu procentach magazyny 'b2b’, czyli magazyny skierowane głównie do biznesu, magazyny eksperckie takie, które docierają do konkretnych osób, na konkretnych stanowiskach w danej branży. Pisaliśmy eksperckie treści, ale skierowane do biznesu i nie było to 'b2c’. Zawsze chciałem robić magazyny 'b2c’. Karolina: ’b2c’, czyli business to consumer. Maciek: Dokładnie, czyli dla Kowalskiego, który może być potencjalnie zainteresowany naszymi treściami albo jeżeli będziemy chcieli sprawić, żeby tymi treściami był faktycznie zainteresowany, czyli nie chcemy tak do końca docierać do biznesu. Karolina: W takim razie jak w ogóle zrodził się pomysł na 'Kraft’? Maciek: Wszystko zaczęło się od tego, że współpracowałem przy jednym z projektów z Maliką Ledeman, która aktualnie jest redaktor naczelną 'Kraftu’. Jako były szef przeprowadzałem z nią rozmowę roczną. W takim dużym wydawnictwie, trochę jak w korpo przeprowadza się z pracownikami roczne rozmowy. Gdzie widzisz siebie za pięć lat? Jak Ci się pracuje? Co byś zmieniła? Podczas jednej z takich rocznych rozmów padło pytanie: Malika, gdzie widzisz siebie za pięć lat? Bez ogródek powiedziała mi, że chciałaby mieć swój magazyn 'b2c’, który będzie się zgrywał z moimi zainteresowaniami. Nie zachowałem się jak zwykły szef i nie zapytałem czemu nie chce dalej rozwijać kompetencji i wspinać się po szczeblach kariery. Powiedziałem jej, że też chyba mam taki plan, miejmy otwarte głowy i faktycznie o czymś pomyślmy. Tak to się zrodziło. Mam wrażenie, że było to trochę pół żartem, pół serio do momentu, kiedy faktycznie w mojej głowie pojawił się pomysł 'Kraft’. Pomyślałem, że bardzo mnie interesuje branża wytwarzania, rzemieślnictwa, ale też wytwarzania w sposób zrównoważony. Tak naprawdę należało to do moich zainteresowań, ale nie miałem źródeł, z których mogłem czerpać. Były źródła internetowe i są w dalszym ciągu, ale potrzebowałem czegoś analogowego, z czego mógłbym korzystać. Mam wrażenie, że inny jest odbiór magazynów analogowych, niż tego co mamy w internecie. Stwierdziliśmy, że jest to coś, co chcielibyśmy robić i powstał pomysł jak ma to wyglądać. Spędziliśmy wiele nocy nad tym, żeby opracować koncepcję tego magazynu, o czym chcemy mówić ludziom, jakie będą założenia. Powiedzieliśmy A, więc trzeba było powiedzieć B i otworzyliśmy spółkę, swoje wydawnictwo i działamy. Karolina: Powiedziałeś, że narodził się 'Kraft’. Chodzi o hasło, o słowo? Zaczęło się od niego? Maciek: Na dobrą sprawę, to wiedzieliśmy, że chcemy pisać o wytwarzaniu, a z wytwarzaniem kojarzy się nam 'craft’, czyli rzeczy kraftowe wykonywane pracą ludzkich rąk. Nie chcieliśmy robić 'Kraft’ przez 'c’ bo bardzo stawiamy w tym magazynie na polskich rzemieślników i polskie rozwiązania, więc chcieliśmy, żeby było to przez 'k’, bo czuliśmy, że będzie to bardziej nasze. W ten sposób podeszliśmy do tematu. Najpierw chyba narodziło się w mojej głowie, żeby było o tematach rzemieślniczych, związanych z wytwarzaniem, z równowagą, a później wpadliśmy na to, żeby był to 'Kraft’ przez 'k’. Następnie wpadliśmy na pomysł, że 'Kraft’ łączy się z wieloma tematami, więc będzie to spójne, jeżeli zrobimy to pod jednym szyldem i w jednym wydawnictwie. Tak też zrobiliśmy. Karolina: Jakie macie działy w 'Krafcie’? O czym mówicie? Ktoś mógłby stwierdzić, że jest to magazyn o polskich rzemieślnikach, o wytwarzaniu rzeczy i może w ogóle mnie to nie interesuje. Tak jak mówisz, idzie za tym o wiele więcej i jest to też taki światopoglądowy magazyn. Maciek: Nie wiem czy wymienianie działów będzie dobre, bo nasze działy są niedosłowne i jest to trochę gra słów. Może lepiej będzie jak opowiem o czym piszemy i jaki jest przekaz 'Kraftu’. Rzemieślnictwo to punkt wyjściowy, natomiast wiąże się to mocno z równowagą i ze zrównoważonym wytwarzaniem, ze zrównoważonym życiem. Jesteśmy otoczeni przedmiotami. Tak jak tutaj siedzimy, tam gdzie idziemy, to wszędzie pojawiają się jakieś przedmioty, a jeżeli pojawiają się przedmioty to pojawiają się zakupy i wytwarzanie. Dzisiaj, w dobie problemów związanych ze zmianą klimatu i tego, że nie idziemy w zbyt dobrym kierunku jako ludzkość wydaje mi się, że trzeba głośno mówić o tym w jaki sposób nie wpływać negatywnie na dalsze zmiany i robić coś dobrego. Tak naprawdę możemy wiele zmieniać małymi kroczkami i wydaje mi się, że w tym jest całe clou. 'Kraft, rzemieślnictwo i wytwarzanie jest bardzo mocno związane z tym, żeby robić to we właściwy sposób. Codziennie robimy zakupy, dokonujemy wyborów i ważne jest to, żebyśmy dokonywali ich w sposób świadomy. W 'Krafcie’ dużo miejsca poświęcamy na temat świadomości zakupowej, próbujemy tłumaczyć ludziom co jest godne uwagi, a co nie do końca, na co zwracać uwagę przy swoich zakupach. W momencie kiedy wszystkie działy marketingu i PR-u w dużych firmach zdały sobie sprawę, że trend eko jest super ważny, to nagle na wszystkich opakowaniach napisane jest 'eko produkt’, co nie do końca jest zgodne z prawdą. Chcemy ten mit trochę obalać, chcemy edukować ludzi i pokazać, że nie warto wierzyć we wszystko do końca, bo nie tędy droga. To, że wszyscy napiszą, że mają produkty eko i są biodegradowalne, to nie zawsze tak niestety się dzieje. Świadomość zakupowa, to jeden z filarów, na których 'Kraft’ się opiera. Karolina: Ciekawe jest też, że Wasz podtytuł, jeżeli go dobrze wypowiem, jest 'Rzeczy o ludziach, ludzie o rzeczach’, tak? Maciek: Bardzo dobrze! Karolina: Parę razy przeglądałam, więc powiedzmy, że zostało w głowie. Ktoś może uznać, że jest to trochę sprzeczne, że mówicie i zrównoważeniu i o odpowiedzialnym kupowaniu, a drugiej strony piszecie o rzeczach, czyli de facto, to o tym co napędza konsumpcję. Ludzie muszą zobaczyć, że zakupy są zakupom nie równe. Tak jak powiedziałeś, otaczamy się rzeczami i każdy z nas potrzebuje stołu. Oczywiście byłoby fajnie, gdyby każdy mógł wziąć sobie ten stół ze sklepu z antykami lub w ogóle ze śmietnika i byłoby to bardzo zrównoważone, ale umówmy się, że trzeba myśleć racjonalnie. Potrzebujemy stołu i fajnie, że jest medium, które skłoni nas do refleksji skąd go wziąć. Jeżeli kupimy go w sklepie 'X’, to będzie to miało takie konsekwencje dla planety czy dla lokalnych wytwórców, a jeżeli skorzystamy z usług kogoś, kto tworzy w sposób zrównoważony, to możemy w ten sposób napędzać gospodarkę, bo też jest to ważne, żeby ekonomia dalej się rozwijała, ale wtedy inwestujemy te pieniądze w lepszy sposób. Macie takie zarzuty, że w jaki sposób ma to być zrównoważone, skoro nadal jest konsumpcja? Czy też jasno głosicie czym jest w Waszym rozumieniu świadome kupowanie? Maciek: Nie dajmy się zwariować. Żyjemy w takim świecie, gdzie jesteśmy sterowani przez marketing. Działy reklamowe są w stanie wpłynąć na nasze decyzje i tracimy trochę nad tym kontrolę. Ważne, żebyśmy mogli tę kontrolę w jakiś sposób odzyskać. Nie możemy nagle stać się pustelnikami i zamieszkać w chatce w lesie, będziemy samowystarczalni i nie będziemy musieli niczego kupować. Kupujemy codziennie i wydaje mi się, że trudno od tego uciec, bo mamy jakieś potrzeby. W XXI wieku straciliśmy trochę zdolność do wytwarzania i naprawiania rzeczy samodzielnie. Pamiętam, że mój dziadek naprawiał absolutnie wszystko mimo, że był niewidomy. Jak się zepsuło żelazko, to je naprawił, bo miał wykształcenie związane z elektryką. Potrafił też naprawić pralkę, ale te przedmioty były robione w ten sposób, że domowymi sposobami dało się je naprawić. Dzisiaj mamy wszystko tak nafaszerowane elektroniką i tworzone w taki sposób, żeby się po jakimś czasie psuło i żebyśmy nie byli w stanie naprawić tego w domu. Wydaje mi się, że mamy kontrolę nad rzeczami, które kupujemy i jeżeli będziemy dokonywali świadomych decyzji, to będziemy sprawiali, że przedmioty będą się mniej psuły, bo będą lepszej jakości, być może będziemy je w stanie samodzielnie naprawić. Mam nadzieję, że społeczeństwo będzie szło w tym kierunku. Widzę, że przedszkola i szkoły podstawowe nastawiają się z powrotem na to, żeby na technice uczyć się naprawiania i tworzenia czegoś własnymi rękami. Karolina: Albo nawet gotowania, bo tego też już nie umiemy. Maciek: Tak jak mówię, potrzebujemy tych przedmiotów. Nasze decyzje tak naprawdę znaczą dzisiaj wszystko. Sam przez wiele lat żyłem trochę w pułapce patrząc na wszystko portfelem. Trzeba sobie powiedzieć, że lepsze przedmioty, wytwarzane bardziej kraftowo są droższe, ale trzeba sobie zrobić w głowie prostą kalkulację. Sam żyłem kiedyś w takim przeświadczeniu, że nie będę wydawał sto pięćdziesiąt złotych na T-shirt, bo to drogo, więc kupię w sieciówce T-shirt za czterdzieści złotych czy pięćdziesiąt, to zaoszczędzę. Tak nie jest. Wydawałem pięćdziesiąt złotych na T-shirt, który po kilku praniach ulegał zniszczeniu, tworzyły się mikro dziurki, które się powiększały i po dwóch czy trzech miesiącach kupowałem kolejny. Tak naprawdę wydanie stu pięćdziesięciu złotych na koszulkę może wydawać się: co za burżuj! Wydał sto pięćdziesiąt złotych na T-shirt! Tak naprawdę jestem w stanie na tym zaoszczędzić, bo chodzę w tym T-shircie dwa lata lub więcej, więc jest to prosta kalkulacja. Z jednej strony zaoszczędziłem, a z drugiej strony miałem jeden T-shirt, czyli nie przyczyniłem się do produkcji kolejnych śmieci. Trzeba sobie to powiedzieć: to są śmieci. Decyzje zakupowe często wpływają na zasobność naszego portfela, a z drugiej strony nie generujemy tak dużo śmieci, więc 'Kraft o ludziach, ludzie o rzeczach’. Opowiadamy historie, które stoją za przedmiotami, historie ludzi, którzy te przedmioty wytwarzają. Mnie na przykład interesuje jak powstaje dana rzecz i fajnie jest kupić coś z duszą, gdzie ktoś robi to z pasją i robi to w stu procentach siłą swoich dłoni i jest to po prostu dobra rzecz, którą masz w domu. Wychodzę z założenia, że lepiej zainwestować w rzecz, która naprawdę będzie służyć nam długo w domu, niż kupować śmieci. Karolina: Super, że o tym mówisz, bo ostatnio miałam taką refleksję, że bardzo wiele rzeczy, które nas otaczają bierzemy za pewnik. W ogóle nie podważamy tego skąd się wzięły. Czułam się trochę jak małe dziecko, które odkrywa świat. Pamiętam, że siedziałam na kanapie i myślałam ile różnych procesów i czynników wpływa na to, że ta kanapa jest teraz u mnie. Tyle było różnych kanałów produkcji czy dystrybucji różnych części od pierwszego włókna, wiadomo też, że nogi zrobione są z czegoś innego, a ja po prostu mam kanapę. Poszłam do sklepu i w sklepie była kanapa. Tak samo jak kupujemy kawę. Klikamy przycisk i kawa się robi. Kiedyś chyba przytaczałam w podcaście rozmowę z moją babcią, która narzekała na ceny kawy w jakimś markecie i ja mówię: babciu, kupiłaś to w sklepie i ta kawa musiała przyjechać do Ciebie z drugiego końca świata i chcesz, żeby kosztowała trzy pięćdziesiąt, to co ma z tego plantator, który z tego żyje? Oczywiście z całym szacunkiem do mojej babci, ale jest to też różnica pokoleń i zupełnie inne czasy w jakich żyjemy. Wydaje mi się, że jesteśmy teraz w tak uprzywilejowanym miejscu, gdzie mamy wszystko o czym marzymy podane na złotej tacy i ja czuję się w obowiązku, żeby chociaż dowiedzieć się do czego przyczyniam się swoimi wyborami. Mam wrażenie, że na ludziach sprawdza się czynnik osobisty, czyli opowiadanie historii o tym, kto to stworzył. Wtedy przestaje być to anonimowe i surowiec nie jest materiałem, z którego coś tworzymy tylko jest to dzieło czyjejś pracy i chętniej to wspieramy. Właśnie dlatego przedstawiacie w 'Krafcie’ konkretnych ludzi, którzy stoją za daną marką, za danym przedsięwzięciem? Maciek: Tak. Te historie są z naszej perspektywy absolutnie ważne. Chcemy opowiadać, kto stoi za wytworzeniem danych rzeczy. Te historie bardzo często są ciekawe i wydaje mi się, że tworzenie z pokolenia jest bardzo interesujące dlatego też chcemy o tym mówić. To jest coś, co zanika i w Polsce brakuje fachowców, bo wiedza nie jest przekazywana i młode pokolenie bardzo często nie było tym do końca zainteresowane. Widzimy, że ten trend się odwraca i z powrotem idziemy w tym kierunku. Mam wrażenie, że wracamy do rzeczy, które były kiedyś, bo jako ludzkość trochę poszliśmy w takim kierunku, że nie do końca wszystko się sprawdza. Mówiąc jeszcze o filarach, na których stoi 'Kraft’ to poza rzemieślnictwem, opowiadaniem historii o przedmiotach, o wytwarzaniu i o równowadze, to równowaga skupia się z jednej strony na kupowaniu przedmiotów i na decyzjach zakupowych, a z drugiej strony na wytwarzaniu, czyli opowiadani tych historii: co dlaczego warto kupować i na co zwracać uwagę przy decyzjach zakupowych, zarówno jeżeli chodzi o odpowiedzialna modę, o architekturę jak i o przedmioty codziennego użytku. Tych aspektów jest wiele, bo zakupy, które pojawiają się w życiu codziennym rozbijają się o wiele różnych rzeczy. Kolejnym tematem, o którym wspominamy w 'Krafcie’ jest wrzucenie na luz. Wiadomo, że dziś, w XXI wieku dużo pracujemy i podpowiadamy rzeczy, które można robić, aby dać jeden bieg niżej i się wyluzować. Robimy też reportaże z ciekawych miejsc w Polsce, które można odwiedzić, żeby się zapomnieć i zgubić, a nie cały czas być w toku pracy, codziennie otwierać laptopa, nawet w wieczornych godzinach, bo jest jakiś projekt do zrobienia. Jesteśmy też bardzo mocno zmęczeni, przepracowani, więc warto znajdować takie miejsca, które są zupełnie odcięte i mocno alternatywne, więc też o tym piszemy. Stawiamy też na metody medytacji, obecności w danej chwili, bo 'Kraft’ to też obecność i życie w filozofii 'slow’. Karolina: Nie jest tak, że jak popłynęliśmy na fali konsumpcji, to tak samo jest w przypadku naszej psychiki? Bo tak bardzo chcieliśmy stymulować się z każdej strony, dowiadywać się, być na bieżąco i być w kontakcie, że ludzie odbili się od ściany i mówią: okej, to teraz muszę zacząć robić mniej. Jesteśmy w takim momencie, gdzie na wielu sferach życia musimy robić zwrot i przewartościować to, jak żyliśmy do tej pory. Maciek: Mam wrażenie, że dziś jesteśmy trochę w takim miejscu, że ludzie zaczynają się budzić i otwierać oczy na pewne tematy. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w kołowrotku dla chomika, pędzimy i nie wiemy do końca jak się zatrzymać, bardzo dużo pracujemy, moja kariera się rozwija, ale nie daje mi to szczęścia i spełnienia, więc co muszę zrobić, żeby było mi dobrze? Wydaje mi się, że świadomość jest bardzo ważnym aspektem w osiągnięciu spokoju ducha i równowagi, bo jeżeli nie mamy równowagi, to nie będziemy szczęśliwi. Chcemy o tym mocno mówić i mocno to podkreślać, żeby się nie zapędzić w kozi róg. Karolina: A co Tobie daje taką równowagę? Maciek: Natura i spacery po lesie czy biwaki. Wiadomo, że mając wydawnictwo, chociaż nie jest to wielkie wydawnictwo, w którym pracuje dwieście pięćdziesiąt osób nad jednym projektem, tylko tak naprawdę kilka osób, to dużo się pracuje, a jeszcze więcej, jeżeli się nim zarządza. Wiadomo, że czasami łapiesz się na tym, że robisz więcej, niż kiedyś, ale mamy misję, więc to nas w fajny sposób napędza. Natomiast, aby nie dać się zwariować, to uciekam w naturę, czyli biorę swoją żonę Joannę do lasu, robimy kilkugodzinny, długi spacer albo robimy sobie biwak w lesie. Uwielbiam zimowe, hardcorowe biwaki, które sprawiają, że nie martwisz się o pracę i o poniedziałek, tylko martwisz się czy uda się rozpalić ognisko i ogrzać przed pójściem spać i to na pewno strasznie ładuje baterie. Jest też japońska filozofia 'shinri-yoku’ czyli spacerów, a tak naprawdę kąpieli leśnych, które sprawiają, że poziom kortyzolu spada, luzujesz się i ładujesz baterie po przez przebywanie w zieleni. Fotografia i robienie zdjęć jest też jednym z takich sposobów na to, co daje mi relaks. No i ukulele. Karolina: Czy to jest jakaś nowa zajawka? Maciek: Dostałem od Asi na urodziny i sobie brzdąkam. Co prawda mam jedną melodię, którą katuję już chyba od trzech miesięcy i Asia już nie może tego słuchać. Muszę jeszcze tylko powiedzieć, że jak gram na ukulele, to jestem obecny dokładnie w tej chwili. Widzę, że po dwudziestominutowym graniu na ukulele jestem dużo bardziej zrelaksowany, bo nic dodatkowo mnie nie bodźcuje. Jak gram, to gram. Karolina: To się właśnie sprowadza do obecności w kontekście aktywności, które nie dają nam innego wyjścia jak tylko skupić się na tym w stu procentach, bo inaczej nie wyjdzie. Uważam, że jest to piękne. Ostatnimi czasy dochodzę do tego, że nawet jeżeli to coś nie jest dla mnie szczególnie ekscytujące, bo to ćwiczenie czy aktywność nie musi być wow, to po jej wykonaniu czuję lekkość. Tak samo miałam jak byłam na nartach, były trudne warunki i wiedziałam, że jak nie będę maksymalnie skupiona na każdym mięśniu w moim ciele, to się wywalę i nie zjadę. Robiąc to nie myślałam, że męczę się na tym stoku tylko czułam, że dało mi to totalną regenerację, na przykład jak przespana noc. Polecam znaleźć sobie takie rzeczy. Maciek: ’Kraft’ w wersji papierowej powstał też dlatego, żeby dać nam ten odpoczynek. Kiedy wsiadam na kilka godzin do pociągu i wiem, że nie mam akurat czegoś do zrobienia na komputerze, to bliżej jestem wybrania treści analogowej na papierze, niż treści w komputerze. Staram się wtedy schować telefon bardzo głęboko. Często też widzę osoby w pociągach, które czytają książkę, mają ją otwartą, ale co chwilę robią coś na telefonie i to strasznie mocno bodźcuje. Jak robisz coś na komputerze, coś czytasz, to widzisz, że na Facebooku pojawia się jakaś karta i cały czas coś się dzieje, więc wydaje mi się, że treść analogowa daje poczucie obecności i jesteś w tym miejscu. Jeżeli faktycznie wyciszysz sobie telefon i skupisz się na tekście, to jesteś w stanie zdecydowanie bardziej się zrelaksować czytając treść analogową. Dosyć długo wybieraliśmy też papier do 'Krafta’, żeby odczucie magazynu było wielopoziomowe. Nie odbierasz go tylko wzrokiem, ale też dotykiem. Wiele osób zwraca nam uwagę na to, że papier jest cudowny w dotyku, że cudownie pachnie i czuć druk. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale mam pociąg do zapachu papieru, kojarzy mi się z wytwarzaniem czegoś w sposób kraftowy. Karolina: Nie mogę Cię o to nie zapytać. Z jednej strony zrównoważony rozwój, dbanie o planetę i magazyn drukowany. Nie jest to żadnego rodzaju zarzut, bo ja sama lubię i kupuję drukowane rzeczy, ale po prostu ciekawi mnie jak do tego podchodzicie, w jaki sposób przyczyniacie się do dbałości o planetę jednocześnie drukując coś nowego i jest to w zgodzie z Wami. Jak to prezentujecie światu? Maciek: ’Kraft’ wydawany jest na papierze, który pochodzi w stu procentach ze zrównoważonych źródeł. Nie ma z tym żadnego problemu dopóki nie przyczyniamy się do wycinki lasów. Jest to papier, pochodzi z naturalnego surowca, natomiast mamy wszystkie potrzebne certyfikaty, więc mogę tworzyć ze spokojem ducha. Nie chciałbym chyba robić tylko i wyłącznie treści internetowych z tego powodu, że dla mnie istotny jest powrót do papieru, do treści analogowych dlatego, że one zupełnie inaczej bodźcują, dają pozytywny relaks. Widzę też po sobie jaką mam jakość snu, jeżeli przed snem sprawdzam jakieś rzeczy na telefonie, to budzę się zdecydowanie mniej wypoczęty i mam problemy z zaśnięciem. Widzę też jak jest gdy czytam książkę. Przychodzi taki moment kiedy robię się bardzo śpiący, odkładam książkę i zasypiam. Jakość snu jest zupełnie inna, kiedy czytamy treść analogową, niż kiedy czytamy coś w wersji cyfrowej. Mam wrażenie, że dziś ludzie lubią papier. Mieliśmy taki moment, kiedy był boom na e-booki i wszyscy nagle mieli Kindla lub jakiś inny e-book, którego nie jestem przeciwnikiem. Poziomy sprzedaży e-booków spadły, a wzrósł poziom sprzedaży wydawnictw i to bardzo często niszowych wydawnictw, których ludzie szukają. To zupełnie inne doświadczenie, kiedy czytasz coś na e-booku, a zupełnie inne, kiedy masz w dłoni papier i ten szelest papieru – piękna sprawa. Do tego słuch, dotyk i zapach, więc możesz doznawać czytania na wielu poziomach. Karolina: Zupełnie się z Tobą zgadzam i zadałam to pytanie, dlatego, że sama często jestem o to pytana w kontekście moich wyborów i mojego 'Codziennika’, który wydałam. Powstał z papieru ze specjalnych upraw, hodowli, chociaż hodowle, to chyba nie jest dobre słowo w kontekście papieru. Maciek: Hodowla drzew. Karolina: Wychodzę z takiego założenia, że kwestia obrazów czy słów, które są w Twoim produkcie, w 'Krafcie’ czy w 'Codzienniku’ jest ważna, ale otoczka i doświadczenie zmysłowe jest na tyle istotne, żeby było to w trójwymiarowej, fizycznej formie i produkt wiele traci przez to, że jest wpakowany w ekran komputera. Mam to samo jeżeli chodzi o magazyny i lubię wiedzieć objętościowo, gdzie jestem w danym magazynie. Fajnie się kartkuje różnego rodzaju katalogi, a przewijanie tego na iPadzie, to nie to samo. Nie możesz wracać sobie i porównać co jest na początku, co jest na końcu. Maciek: Tym bardziej jeżeli masz długi tekst, to możesz sobie naklejaną karteczką czy zakładką zaznaczyć, w którym miejscu skończyłaś i możesz do tego wracać. W internecie, zaczynając długi materiał, przeczytasz kawałek, potem ktoś zadzwoni, zrobisz coś innego i już do tego nie wrócisz. Myślę, że to na pewno jest jakaś wartość. Pozytywem 'Krafta’ jest to, że praktycznie nie mamy treści reklamowych. Płacisz za sto sześćdziesiąt stron i dostajesz sto sześćdziesiąt stron, gdzie faktycznie masz kontent. Karolina: A nie ulotki. Maciek: Zawsze miałem z tym problem, że wydaję dwadzieścia kilka złotych na magazyn, a osiemdziesiąt procent treści, to treść sponsorowana i nie jestem w stanie zdobyć z tego żadnej wiedzy i informacji, które byłyby obiektywne. To jest dziś problem i tworzenie wydawnictwa w taki sposób w jaki my do tego podchodzimy, czyli bezkompromisowy jest trudna. Chcieliśmy to zrobić między innymi dlatego, żeby pokazać sobie, że można w inny sposób podchodzić do biznesu i skupiać się na właściwym kontencie. Widzimy, że jest to doceniane i mamy nadzieję, że grupa czytelników będzie się cały czas zwiększać. Widzimy, że nasze media społecznościowe i grupa czytelnicza cały czas rośnie, więc zainteresowanie treściami jest. Wierzymy, że jest to dobra droga. Nie chcemy być kolejnym magazynem na rynku, który będzie w głównej mierze skupiał się na treściach sponsorowanych, a nie będzie dawał wartościowego kontentu. Karolina: A to nie jest tak, że odbiorcy przeróżnych treści są trochę zmęczeni tym, że nie mogą ufać swoim ulubionym czasopismom czy stronom. Ludzie bardzo zaczęli podważać wiarygodność mediów. Dużo osób, widzę też po sobie, szuka treści sponsorowanych i podejrzewa wielu twórców o to, że ich treści nie są autentyczne tylko kupione. Przez to zniechęca się i podchodzi do tego sceptycznie. Ludzie chyba lgną do tego, żeby mogli z pełnym zaufaniem otworzyć produkt i wiedzą, że ci ludzie to polecają, oni mówią, że to się sprawdza. Nie wiem jak to wygląda w innych gazetach, nigdy nie pracowałam w żadnym czasopiśmie. Oczywiście reklamy reklamami, ale chyba nie zdajemy sobie sprawy, że tak samo jak w sklepie na półkach są płatne miejsca, to tak samo w magazynie polecany jest dany krem i wcale nie oznacza to, że ten redaktor go poleca, a może oznacza to, że ktoś to wykupił. Maciek: Jest tak, że współprace komercyjne są częścią tego biznesu przynajmniej w naszym rozumieniu i my też współpracujemy z markami komercyjnie. Jest to jeden ze sposobów finansowania wydawnictwa takiego jak 'Kraft’. Nie współpracujemy z markami, których sami nie sprawdzimy wcześniej i których produktów nie znamy. Bardzo selektywnie podchodzimy do współpracy z markami i jest wiele marek, które się do nas odzywają, ale nie ze wszystkim markami chcemy współpracować, bo nie jest to zgodne z ideami, które chcemy głosić, nie jest to zgodne z naszymi wartościami. U nas też zdarzają się treści sponsorowane, ale z mojej perspektywy są to dalej fajne treści. Mamy z kimś współpracę komercyjną, ale tak naprawdę promujemy fajną ideę i promujemy fajny produkt czy też usługę, która jest ciekawa z mojej perspektywy. Jako potencjalny czytelnik też chciałbym o tym wiedzieć i wydaje mi się, że tworzymy produkt, który jest prawdziwy i nasi czytelnicy mają do nas takie zaufanie, że jeżeli coś polecamy, to faktycznie jest to sprawdzone. Nie rzucamy się na każdą komercyjną czy reklamową współpracę i nie będziemy promowali kontentu, który nie jest zgodny z ideami magazynu i z jego treścią. Komercyjne współprace, które się u nas pojawiają są integralną częścią magazynu i mają dużą wartość. Jesteśmy w dobie kontent marketingu i istotne jest, żeby firmy chciały tworzyć ten kontent marketing, bo nie zawsze wszyscy chcą. Nie chcą, bo jest bardzo dużo pracy do wykonania, aby stworzyć coś wartościowego. Karolina: Chodzi o to, że nie jest to strona reklamowa tylko artykuł poświęcony tematyce, która związana jest z daną marką, tak? Maciek: Tak. Nie chodzi o stworzenie artykułu, gdzie napiszemy, że nasze produkty są najlepsze i kupujcie je bo są super i właśnie mamy promocje, więc zachęcamy. Zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby tworzyć coś eksperckiego i wartościowego dla czytelnika, co pozycjonuje partnera, z którym współpracujemy jako eksperta w danej dziedzinie. Mamy współpracę w wydaniu, które ukaże się za miesiąc z Janem Barbą, czyli z firmą, która tworzy super fajne kosmetyki naturalne i stworzyli dla nas tekst o tym, w jaki sposób nie dawać się nabierać na greenwashing, czyli na problem nazywania wszystkiego rzeczami eko i naturalnymi, kiedy faktycznie tak nie jest. Będzie to super istotny tekst z perspektywy naszego czytelnika, my też chętnie byśmy go przeczytali. Jana Barbę pozycjonuje jako eksperta, bo są ekspertami w tej branży, więc wszyscy na tym wygrywają i jest to super. Nasz czytelnik dostaje wartościowy kontent, Jan Barba pozycjonuje się jako ekspert, mamy fajny tekst dla naszego czytelnika, więc nie jest to oszukiwanie. Karolina: Czyli jest win-win-win. Maciek: Tak. Moglibyśmy godzić się na współprace: okej, dwie strony kosztują tyle i tyle, proszę sobie napisać co bądź, my to trochę zredagujemy i lecimy – absolutnie nie chcemy w ten sposób działać. Karolina: Nie chodzi o to, żebyśmy teraz krytykowali jakiekolwiek współprace komercyjne. W Waszym świecie i w świecie blogerskim to normalna rzecz i nie próbujmy z tym walczyć. Zarówno twórcy internetowi jak i wydawnictwa są biznesami, które muszę zarabiać i to jest po prostu życie, ale oczywiste jest to, żeby działać w zgodzie ze sobą i pokazywać czytelnikom, że są ludzie, którzy tworzą w zgodzie z tym, w co wierzą, ale jednocześnie umieją to połączyć w ciekawy sposób z biznesem i wszystkie strony mogą na tym skorzystać. Wiele osób wychodzi z założenia, że, aby ktoś zyskał, to ktoś musi przegrać. Jest takie podejście, że panuje ciągła walka. Jeżeli my na tym zarabiamy, to ktoś jest oszukiwany, a wcale tak nie musi być bo jak połączymy siły, to nagle każdy może mieć coś dla siebie i dwa + dwa = pięć. Maciek: Wyprodukowanie dobrego kontentu kosztuje trochę wysiłku, ale wydaje mi się, że warto. Później przekłada się to na zaufanie naszych konsumentów. Firma, która tworzy marketing nastawiony na działanie hasłami: jesteśmy eko, robimy to w naturalny sposób, ale ktoś to sprawdzi, zweryfikuje i okaże się, że to robienie kogoś w konia. Nie jest fajne i łatwo można to wykryć. Mam wrażenie, że mamy konsumentów, którzy są świadomi, dokonują świadomych decyzji, ale mamy też co raz większą grupę takich, co chcą być świadomymi konsumentami, ale nie do końca wiedzą w jaki sposób i i tak naprawdę się budzą, ale jeszcze łatwo ich nabrać tanimi hasłami na etykietach produktów czy kampaniami reklamowymi. Warto, żeby wiedzieli w jaki sposób dokonywać decyzji zakupowych i jak świadomie kupować, żeby robić coś fajnego. Dzisiaj modne jest bycie eko, co jest bardzo fajną modą, ale musimy być czujni, bo są firmy, które nastawione są na to, żeby tworzyć eko produkt, który wcale nie jest eko. Karolina: Tak i wtedy pojawia się e-konsumpcjonizm – chcemy być eko, ale kupujemy dziesięć rzeczy, które są nam niepotrzebne, zaśmiecają ten świat jeszcze bardziej, ale powstają pod wielkim szyldem, że są biodegradowalne. O biodegradowalnych rzeczach też można by poopowiadać. Ostatnio dowiedziałam się, że wiele surowców, które rzekomo mają nadawać się do kompostu zawierają mikroplastik, który jest bardzo szkodliwy dla planety, więc wszędzie, gdzie się nie zajrzy, to ktoś próbuje pokombinować. Warto wrócić do tak prostych rzeczy jak drewno czy papier, to przynajmniej wiemy, że nie ma tam 'ekologicznych dodatków’. Czy Wasi czytelnicy to osoby bardziej świadome czy bardziej budzące się, które szukają informacji? Czy w jakiś sposób też celujecie do ludzi, którzy kompletnie nie są z tego świata, ale chcecie zachęcić ich tym, co znajduje się w środku? Maciek: Bardzo dobre pytanie! Muszę powiedzieć, że tak naprawdę ciężko jest w stu procentach stwierdzić czy nasi czytelnicy to osoby już świadome. Wydaje mi się, że to osoby szukające świadomości. Są już świadome lecz nadal szukają informacji, chcą się interesować i interesują się tą tematyką lub są to osoby, które się budzą, wiedzą, że coś trzeba zrobić, ale nie wiedzą co. Jest jeszcze trzecia grupa docelowa, która interesuje się sztuką czy architekturą w ujęciu zrównoważonym i powiedzmy, że świadomość nie jest do końca tym, czego szukają, ale znajdują to w 'Krafcie’ i dopiero się na to otwierają. 'Kraft’ jest magazynem, w którym jest dużo zdjęć autorskich, dużo fajnych sesji zdjęciowych, informacji i tekstów dotyczących zrównoważonej architektury, więc można też szukać takich tematów u nas w magazynie, a przy okazji dowiadywać się o świadomych zakupach i o rzeczach związanych z filozofią 'less waste’ i 'slow’. Odpowiadając na Twoje pytanie nie mogę z pewnością stwierdzić, że są to osoby w pełni świadome, jeżeli chodzi o zakupy, ale na pewno ten temat jest dla nich interesujący i dlatego sięgają po 'Kraft’. Nie można powiedzieć, że to tani magazyn, bo kosztuje trzydzieści złotych, ale jest kwartalnikiem, więc wychodzę z założenia, że to dziesięć złotych miesięcznie. Nie ma takiej możliwości, żeby tworzyć taki magazyn za mniej, niż trzydzieści złotych, bo to gruby magazyn, w którym w zasadzie nie ma reklam i treści sponsorowanych, więc jest to sto sześćdziesiąt stron wiedzy i pracy dziennikarskiej. Wydaje mi się, że cena jest jak najbardziej adekwatna. Karolina: Myśląc z perspektywy naszych słuchaczy, dla osób, które nie siedzą w świecie zrównoważonej produkcji mogą powiedzieć, że nie wiedzą czy coś w ogóle znajdą dla siebie w tym magazynie. Czy jest on dla wtajemniczonych? Czy jest to na tyle wysoki poziom zaawansowania, że ktoś, kto dopiero zaczyna interesować się rzemiosłem, uważnymi zakupami będzie to dla niego czarna magia? Maciek: Mimo wszystko jest to magazyn lifestylowy, jest to magazyn dla wszystkich, więc jeżeli czujesz, że nie miałaś wcześniej styczności ze światem 'less waste’ czy filozofią powolnego życia, to skosztuj i zobacz czy Ci to odpowiada. To magazyn dla wszystkich osób, które szukają równowagi w swoim życiu. Wydaje mi się, że jest co raz większa rzesza takich osób, bo doskwiera nam przepracowanie i brak balansu w życiu. Wydaje mi się, że treści 'Kraftu’ dedykowane są do sporej liczby osób, które nie tylko wywodzą się ze świata 'eko’, 'less waste’ czy filozofii slow. Karolina: Bardziej chodzi o coś odwrotnego – osoby, które czują klimat eko, odpowiedzialny, ale na przykład myślą sobie, że jest tam dużo artykułów o różnego rodzaju surowcach, meblach, architekturze czy też właśnie dla osób z tej strony spektrum treści związane ze sztuką są przystępne Twoim zdaniem? Maciek: Tak. Pisane są takim językiem, żeby były dostępne dla wszystkich. Jeżeli mamy artykuł poświęcony architekturze, to nie jest to artykuł, który będzie interesujący jedynie z perspektywy architekta lub osoby zajmującej się architekturą. Taki artykuł będzie interesujący dla każdego, jeżeli jesteś osobą, która nie zamyka się bardzo mocno w danej dziedzinie. Taki też mamy feedback i dostajemy informacje od czytelników. Ja sam wielu rzeczy nie wiedziałem i wielu rzeczy się dowiaduję dlatego, że te teksty są pisane przez osoby, które są fachowcami w danej dziedzinie. Karolina: Myślę, że często kluczem przy tworzeniu dla ludzi jest tak naprawdę tworzenie dla siebie. Mówi się też, że w biznesie najlepiej jeżeli Twój produkt odpowiada Twojej potrzebie, która nie jest spełniona przez inny produkt. Jak miałam szesnaście lat i zakładałam kanał, to myślałam sobie, że nie ma w Polsce kanału, który chciałabym oglądać. Moja pierwsza myśl była taka, że chcę stworzyć coś, czego nie ma na polskim rynku, bo nie mam czego oglądać, co nie znaczy, że oglądam swoje filmy, ale taki był mój proces myślowy. Tak samo jest u Was. Mimo, że mamy zalew informacji i mamy w czym wybierać jeżeli chodzi o różnego rodzaju magazyny, to stworzyliście coś, co sami chętnie byście czytali, czytacie i coś, co poszerza Waszą wiedzę. Nie jest też tak, że jesteście ekspertami i przelewacie to na papier, tylko możecie też uczyć się ze swoim odbiorcą. Maciek: Tworzenie magazynu to jest cudowna rzecz – polecam wszystkim. Z jednej strony stworzyliśmy z Maliką produkt, który sami chcielibyśmy kupować, sami chcielibyśmy czytać, a druga rzecz jest taka, że przy tworzeniu poznajemy masę fantastycznych ludzi. Cudowne jest to, że mamy styczność z rzemieślnikami, z osobami, które tworzą, z edukatorami, z autorami książek i jest to super. Bardzo głęboko weszliśmy w temat i widzimy, że jest to bardzo wdzięczna praca. Tworzenie dziennikarstwa na dobrym poziomie, to jest coś absolutnie fajnego. Wydaje mi się, że to jest to, co chcę robić. Karolina: Ostatnie zagadnienie w kontekście tego, że weszliście w ten świat, ale w Polsce. Staracie się, realizujecie to, działacie lokalnie, mówicie o wypadach gdzieś w dzicz w Polsce, działacie głównie z rzemieślnikami, ale nie tylko, bo wiem, że mieliście wywiady zagraniczne. Dlaczego stawiacie na lokalność? Maciek: Zwyczajnie trzeba się wspierać. Z mojego punktu widzenia mamy na polskim rynku wiele fajnych rozwiązań, wiele usług i fajnych produktów, których nie doceniamy, bo patrzymy na Zachód, na Wschód, a wydaje mi się, że mamy całkiem fajny rynek. Jeżeli chodzi o architekturę, o świat 'less waste’, o świat zrównoważony, to jest coraz ciekawiej. Oczywiście nie piszemy tylko o polskich rzeczach. W wydaniu marcowym pojawił się reportaż z podróży z Mongolii. Piszemy też o rozwiązaniach zagranicznych, które można zaimplementować na nasz rynek. Skupiamy się jednak na lokalności, bo zależy nam na tym, żeby wzajemnie wspierać się w tym kręgu w Polsce. Lokalność z naszego punktu widzenia jest istotna, żeby wspierać polski rynek, polskie produkty i nie uważam, żeby były gorsze z tego powodu, że są polskie. Karolina: Jest takie trochę przeświadczenie. Maciek: Mamy taką mentalność, ale wydaje mi się, że ma to swoje korzenie w przeszłości i zawsze myśleliśmy, że jak coś jest niemieckie, to jest dobre i mocne. Jak byłem teraz w Wietnamie, to tam z kolei wszystko co amerykańskie jest dobre. Mają tam masę amerykańskich produktów, bo uważane są za solidne, a u nas mówiło się, że niemieckie jest solidne. Karolina: To jest mega ciekawe. Nigdy nie powiedziałabym, że amerykańskie jest solidne. Wyobrażam sobie scenę z filmu, że ktoś próbuje uderzyć w ścianę i robi dziurę. Maciek: Ja też nie do końca bym tak powiedział, ale w Wietnamie widać, że mają wiele rzeczy, na których napisane jest: 'made in USA’. U nas było tak podobnie w niemieckimi produktami, które uważane były za niezawodne. Karolina: I do tej pory tak zostało. Maciek: Wydaje mi się, że absolutnie nie powinniśmy podchodzić do polskich produktów z jakimkolwiek kompleksem. Uważam, że mamy bardzo dużą siłę w wytwarzaniu i jest coraz większa rzesza rzemieślników wytwarzających rzeczy, które sprzedają się na całym świecie. Jestem za tym, żeby się wspierać. Jest wielu wartościowych twórców, którzy nie do końca wiedzą jak się wypromować, więc też chcemy o nich pisać i pomagać im wyjść na szerszą wodę, bo mają wartościowy produkt czy usługę. Wydaje nam się, że super byłoby gdyby było to szeroko dostępne. Karolina: Myślę, że wielu z nas chciałoby czerpać z tej polskości. Narzekamy, że jest co raz mniej piekarni, ale kupujemy chleb w supermarkecie zamiast wspierać rzemieślników, którzy najzwyczajniej w świecie nie są w stanie się przebić w porównaniu z zalewem tańszych, masowych rozwiązań w sieciowych firmach. To pierwsze skojarzenie, które wpadło mi do głowy. Druga kwestia jest taka, że jeżeli podchodzimy do naszych wyborów pod kątem dbania o środowisko, to na logikę jeżeli coś przyjechało z Polski do Polski, to na start jest bardziej ekologiczne jeżeli chodzi o impakt na nasze otoczenie i planetę. Jeżeli sprowadzimy sobie jakieś najnowsze i najbardziej ekologiczne rozwiązanie zza oceanu, to myślę, że po drodze nazbierało trochę nieekologicznych punktów. Myślę, że fajnie jest spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Maciek: Podoba mi się to, co mówisz, bo na temat śladu węglowego piszemy akurat w marcowym wydaniu, które ukaże się za miesiąc. Natomiast o wypiekaniu chleba mamy w wydaniu grudniowym. Są w Polsce takie zawody, na które jest miejsce, żeby robić je w sposób bardziej kraftowy. Jeżeli chodzi o piekarnie to widzę, że otwiera się co raz więcej piekarni kraftowych, gdzie chleb kosztuje trochę więcej, ale w smaku różni się od tego, który mamy dostępny w masowych piekarniach, gdzie jest nastawienie na to, żeby chleb był jak najbardziej przystępny cenowo, a jego jakoś pozostawia trochę do życzenia. Wydaje mi się, że jest wiele takich zawodów, gdzie możemy tworzyć wartościowy produkt, który będzie trochę droższy, ale będzie miał zupełnie inną jakość. Kilka lat temu zetknąłem się z taką piekarnią kraftową jak byłem na Islandii. W Reykjaviku była super piekarnia i jak zjadłem bagietkę, to się zakochałem i stwierdziłem, że otwieram taką piekarnię w Polsce. Oczywiście nie otworzyłem, ale jest to bardzo fajna sprawa i pokazuje, że jeżeli nawet coś jest trochę droższe, bo ta bagietka była trochę droższa, ale tak fantastycznie smaczna, to czuć, że jest zrobione z dobrych składników i warto zapłacić trochę więcej. Karolina: Analogiczna sytuacja do tych T-shirtów. Maciek: Dokładnie tak. Karolina: Na koniec powiedz, gdzie można kupić 'Kraft’. Wiem, że można go też prenumerować. Maciek: Tak, można go prenumerować od tygodnia. W zeszłym tygodniu otworzyliśmy sklep internetowy. Na stronie Karolina: Podlinkujemy, bo to bardzo długi link. [śmiech] Maciek: Super! Tam można zamówić pojedynczy egzemplarz 'Krafta’, ale też archiwalny, bo dużo zapytań mieliśmy o archiwalne wydania. Mam wrażenie, że 'Kraft’ ma dla niektórych wartość kolekcjonerską. Sam się cieszę, że mam pierwszy numer magazynów, które kiedyś kupowałem, bo są ładne i estetycznie wydane. Można jeszcze dostać nasz pierwszy wrześniowy numer w sklepie internetowym. Karolina: To jest super! Moje małe artykuły zostały też gdzieś opublikowane. Maciek: Nie takie małe. Nie bądź taka skromna. Karolina: Dużo osób pytało czy można dostać te archiwalne treści, żeby do nich wrócić. To, co moim zdaniem jest super to to, że nie jest to magazyn, który musisz przeczytać w dzień wydania dlatego, że mówi o aktualnych nowinkach czy plotkach. Oczywiście nie umniejszając takim treściom, bo też mają miejsce w świecie i na półce. Wiem, że nie przeczytałam jeszcze wielu rzeczy z numeru grudniowego, a mamy teraz luty, kiedy to nagrywamy, to wiem, że one się nie przedawniły. Maciek: Dokładnie. Treści 'Kraftu’ nie dezaktualizują się zbyt szybko, więc wydaje mi się, że powrót do archiwalnych wydań jest dobrym pomysłem. Poza dostępnością w sklepie internetowym, można nas też kupić stacjonarnie: jesteśmy w salonach Empik, Inmedio i Relay, ale też w mniejszych, niszowych księgarniach, w koncept storach w większych miastach. Pierwsze dni po otwarciu sklepu internetowego pokazały mi, że jest duże zainteresowanie 'Kraftem’ w mniejszych miejscowościach, gdzie magazyn jest niedostępny, ponieważ nie ma w nich Empiku, Inmedio czy Relay’a, więc magazyn jest zamawiany bezpośrednio do mniejszych miejscowości. Cieszę się, że jesteśmy czytani nie tylko w dużych miastach i wiele to dla mnie znaczy. Chciałem jeszcze tylko powiedzieć, że poza magazynem w wersji drukowanej mamy też stronę internetową, gdzie też wrzucamy treści, które są lżejsze i krótsze, które są dostosowane do internetu, żebyśmy mogli szybko przeczytać jakiegoś newsa. Mamy też media społecznościowe – Facebook i Instagram, na których też publikujemy krótsze teksty, zdjęcia i dajemy linki do naszej strony www, ale ruszamy też z podcastem i myślę, że w ciągu dwóch tygodni pierwszy podcast powinien się pojawić, więc tym kanałem też będziemy chcieli szerzyć wiedzę o polskim krafcie i zrównoważonym życiu. Karolina: Bardzo Wam kibicuję! Dziękuję Ci za rozmowę i trzymam za Was kciuki. Cieszę się, że miałam przyjemność poznać Was na samym początku tej drogi. Widzę jak świetnie się rozwijacie i wierzę, że wiele osób, które szukały tego typu treści zobaczą, że one są. Maciek: Też mam taką nadzieję. Jestem wdzięczny i zadowolony, że mogłem u Ciebie wystąpić. Mam nadzieję, że dalej będziemy działać i wyprodukujesz niejeden artykuł dla 'Kraftu’, bo masz wiele do powiedzenia. Nie tylko zadajesz pytania, ale też na nie odpowiadasz, więc możemy razem działać. Karolina: Bardzo dziękuję! Wszystkiego dobrego, do usłyszenia, hej! Maciek: Dzięki!
  1. Γօρо цθքωւի
    1. Խኬа ρектуս իզе
    2. Ե ձ
  2. Իֆифէձօφо клቺዷը ст
    1. Ծезեծеη μ
    2. Свιсиቢаն бябру в
.
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/475
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/666
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/401
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/776
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/226
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/357
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/569
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/211
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/996
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/48
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/100
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/490
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/60
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/954
  • mtd2fkwgf6.pages.dev/742
  • sto procent szacunku w waszym kierunku